sobota, 26 maja 2012

Rozdział 11 Po śmierci...

Bonnie:


  - Matt! Nie pozwolę Ci jej wywieźć poza miasto! - wrzeszczałam do przyjaciela. Miałam już łzy w oczach, ale do niego nic nie docierało.
  - Nie potrzebuję twojego pozwolenia. Jeszcze dziś ją stąd zabiorę! - wrzasnął. Nie spodziewałam się tego po nim. Ruchy palca wskazującego wyglądały jakby mi groził.
  - Matt, proszę. - Powiedziałam cicho.
  - Nie ma mowy! Ona musi być bezpieczna. - Mój przyjaciel wyszedł z mieszkania i ruszył prawdopodobnie do domu Eleny. Nie mogłam na to pozwolić. Może byłoby to dla niej bezpieczniejsze, ale co jeśli Klaus pojedzie za nią? Co jeśli ją dogoni? Tam będzie sama, a tutaj ma Stefana i Damona. Ma Caroline i mnie. Nie ma mowy. Nie pozwolę mu na to.
  Wybiegłam ze swojego mieszkania i biegłam co sił w nogach do mieszkania Eleny. Co chwila potykałam się o wystające z ziemi kamienie. W tym tempie powinnam dogonić Matta, ale jeśli to się nie działo był samochodem. Na tę myśl biegłam jeszcze szybciej. Nie wiedziałam, że tak potrafię. W końcu dotarłam do mieszkania przyjaciółki i tuż przed wejściem poślizgnęłam się razem z wycieraczką. Otarłam łokieć, ale nie to było najważniejsze.
  Wpadłam do domu Eleny jak burza.
  - Elena! - wrzeszczałam. - Elena, chodź tu! - nic. Cisza. Wybiegłam na górę, ale tam też nikogo nie było.
  Za późno. Byłam wściekła na Matta.

Matt: 


  Gdy dotarłem do domu Eleny nie było jej tam. Pojechałem teraz do posiadłości Salvatore'ów, ale też nikogo nie zastałem. Do głowy przyszedł mi jeszcze jeden pomysł - szkoła. Wątpiłem, że tam jest, ale jeśli Alaric przedstawia jej swój plan na pozbycie się pierwotnych to był to strzał w dziesiątkę.
  Nacisnąłem gaz i po kilku minutach znalazłem się pod budynkiem nauczania. Wyparowałem jak najszybciej i przeszukałem wszystkie klasy. W końcu dotarłem do pomieszczenia, w którym odbywały się lekcje Rica.
  Nie wierzyłem własnym oczom. Elena siedziała w ławce i płakała.
  - Co się stało!? - podbiegłam do niej i przykucnąłem obok.
  - Alaric... On... On chce zabić Klausa... A z nim Stefana... I Damona... - mówiła przed łzy.
  - Nie bój się. Zabieram cię stąd. - wziąłem dziewczynę na ręce i wybiegłem ze szkoły jak burza. Wsadziłem ją do samochodu i pojechałem.
  Na początku wpatrywała się niewidzącym wzrokiem w szybę, aż w końcu otrzepała głowę i powiedziała:
  - Czy to na pewno droga do Mystic Falls? - spytała marszcząc brwi. Nie wiedziałem co jej odpowiedzieć, ale chyba powinna znać prawdę.
  - Nie. Zabieram cię z miasta. - odpowiedziałem chłodno, choć tego nie zamierzałem.
  - Co!? - wrzasnęła z niedowierzaniem. - Zawróć! Musimy pomóc Stefanowi, Caroline! Damonowi! Musimy ich uratować! - wrzeszczała przez łzy. Właśnie przejeżdżaliśmy przez most Vicery Bridge. Chciałem zawrócić. W około było pusto, więc nie sprawiłoby to problemów na drodze. Zwolniłem i zakręciłem na środku ulicy robiąc łuk.
  Nagle coś się stało. Samochód zatańczył na drodze i rozbił drewnianą barierę na moście. Wylądowaliśmy w rzece. Elena zapiszczała, ale było to raczej odruchowo niż ze strachu. Nagle auto zatopiło się w wodzie. Razem z przyjaciółką szarpnęliśmy pasy. Mój oderwał się bez problemów, ale jej nawet nie drgnął.
  Próbowałem kopać drzwi zostawiając jej samodzielne uwolnienie się. Kopnąłem jeszcze mocniej, aż drgnęły, ale jeszcze się nie otworzyły. Kopnąłem po raz kolejny, aż otworzyły się z taką siłą, że aż oderwały od samochodu. Zacząłem majstrować przy pasie bezpieczeństwa Eleny, ale nic nie pomagało.
  Poczułem brak powietrza. Jeszcze chwila i bym się utopił. Wypłynąłem na powierzchnię i nabrałem powietrza. Wróciłem po przyjaciółkę, lecz było już za późno. Leżała bezwładnie na fotelu.
  Usłyszałem głuchy plusk. Ktoś wskoczył do wody i podpłynął do samochodu. Szarpnął mocniej pas Eleny i nareszcie była wolna. Stefan zabrał ją na górę i położył na ziemi. Obok rzeki.
  Siedziałem obok niej i potrząsałem nią, ale Stefan zachowywał spokój.
  - Zostaw ją. Nic jej nie będzie. - Pomimo tego spokoju w jego oczach była rozpacz. Jak mógł tak się zachowywać? Jego dziewczyna nie żyje, a on jest spokojny. Dopiero teraz zrozumiałem o co chodzi.
  - Ona... Będzie...
  - Tak. - Odpowiedział ze smutkiem.
  - Kiedy...?
  - Po tym gdy wybrała z kim chce być poszliśmy do kuchni, a ona upadła i nie wiedziałem co mam zrobić. Chciałem dzwonić na pogotowie, ale mogło być za późno.
  Elena wyprostowała się jak struna i patrzyła to na mnie to na niego.
  - Czy... Ja... Jestem wampirem? - spytała przerażona. Stefan tylko skinął głową.
  Dziewczynie z oczu popłynęły łzy.
  - Cii... - uspokajał ją Stefan przytulając mocno do siebie.

Damon:


  Chodziłem po salonie domostwa popijając whisky, aż nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Może to Stefan, albo Alaric chce mnie zabić? Zaśmiałem się i otworzyłem je powoli.
  Nie wierzyłem własnym oczom. Przed drzwiami stał chłopak z kruczoczarnymi włosami takiej długości jak u Stefana, ale były one zakończone na krwisto-czerwono. Shinishi.
  - Gdzie moja siostra!? - wrzasnął pchając mnie do ściany. Nie potrzebował zaproszenia do mieszkania.
  - Skąd mogę to wiedzieć!? - krzyknąłem z drugiego końca sali.

__________________________________________

Przepraszam, że tak źle opisane. Nie jestem z niego zadowolona, ale liczę na wasze komentarze.

poniedziałek, 21 maja 2012

Rozdział 10 - Znajomy Nieznajomy

Damon:


  Alaric wpatrywał się we mnie z zadziornym uśmiechem. Czułem, że zaraz mnie zaatakuje i nie myliłem się. Gdy próbowałem wstać z ziemi mężczyzna w wampirzym tempie znalazł się przy mnie i prawie wbił we mnie kołek.
  - Co ty z nim zrobiłaś!? - wrzasnąłem do Esther.
  - Prawdziwego łowcę wampirów. - Odpowiedziała, a ja w wampirzym tempie uciekłem. Lubię być żywym trupem.
  Kilka sekund i już otwierałem drzwi do mojego pensjonatu. Niestety musiałem go dzielić z bratem, a teraz prawdopodobnie jeszcze z Eleną. Wszedłem po cichutku do środka i nalałem sobie whisky.
  Rozsiadłem się wygodnie na fotelu i zacząłem rozmyślać. Skoro ten kołek jest jednorazowy, to dlaczego mnie zaatakował? Nie łatwiej byłoby mu zabić Klausa? Gdyby to zrobił to zginąłbym ja i Stefan i ogólnie wszystkie wampiry z tego rodu.
  Musiało coś się stać. Esther musiała coś z nim zrobić. Skoro go przemieniła na pewno miała plan. Tak potężna czarownica może prawie wszystko. Prawie, bo nikt nie jest wszechmocny.
  Nagle do pokoju weszła Elena na rękach Stefana. Była uśmiechnięta, ale w oczach miała rozpacz. Prawie niewidoczną. Na mój widok od razu zeskoczyła z jego ramion i przybiegła do mnie. Przytuliła mnie mocno, a ja zmieszany odłożyłem whisky. Zastanawiałem się co począć z rękami, aż w końcu pozwoliłem im spocząć na plecach pięknej dziewczyny.
  Na ramieniu poczułem coś mokrego.
  - Ty... Ty płaczesz!? - spytałem niepewnie.
  - To, ze szczęścia, że w końcu jesteś. - Próbowała się uśmiechnąć, ale było to równie żałosne jak to kłamstwo.
  - Eleno, powiedz prawdę. - Próbowałem ją przekonać do mówienia, ale ona tylko wpatrywała się we mnie niewidzącym wzrokiem i oddychała głęboko. Łzy kapały jej z kącików oczu. W końcu spuściła głowę i po sekundzie spojrzała na mnie.
  - Ja... Ja nie chcę żebyś odchodził. Kocham Stefana, ale ty również jesteś dla mnie ważny. - łzy przeszkadzały jej w sensownej wypowiedzi.
  - Nie odejdę. - chwyciłem jej twarz i wpatrzyłem się głęboko w oczy. Otarłem powoli łzy i spojrzałem jeszcze raz na jej mokrą twarz.
  Nie zwróciłem uwagi na to, że Stefan stoi z boku i spokojnie przygląda się nam. Ufa jej. Ja nigdy nie mógłbym się zdobyć na coś takiego. Chłopak stał przy ścianie z założonymi rękami i uśmiechem na twarzy. Wpatrywał się w nas i czekał, aż Elena do niego podejdzie.
  - Ktoś na Ciebie czeka.- Uśmiechnąłem się cicho do dziewczyny ocierając niesforną łzę, która wypłynęła z jej oka.
  - Stefan... On rozumie. - Odezwała się po kilku sekundach. Nastała głucha cisza, którą przerwała moja ukochana - On mnie kocha i mi ufa, i on też nie chce Cię stracić. - Mówiła cichutko, jakby to był jakiś sekret.
  - Wiem. - Zaśmiałem się spoglądając na fotel. - Znam go od 162 lat. - Na te słowa dziewczyna się uśmiechnęła. - Ale nie powinnaś siedzieć na moich kolanach mając niedaleko siebie ukochanego.
  Dopiero teraz spostrzegłem, że wygodnie siedzi na moich kolanach. Ona najwidoczniej też, bo spojrzała w dół. Szybko wstała speszona i zmieszana. Podeszła do Stefana i cmoknęła go w policzek. Wyszli, ale Elena odwróciła się do mnie jeszcze w drzwiach. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech i teraz wiem, że nie mogę stąd wyjechać. Ona mnie potrzebuje, a ja jej.

Elena: 


  Poszłam ze Stefanem do garażu. Chcieliśmy jechać na polanę, gdzie będziemy mogli pooglądać gwiazdy i rozmawiać w świetle księżyca, ale drogę zastąpił nam Klaus.
  - Czego chcesz!? - warknął Stefan okrywając mnie całym ciałem. Dopiero po chwili zrozumiał, że Klaus mi nic nie zrobi. Pozwolił mi spojrzeć co się dzieje.
  - Esther ma jakiś "cudowny" plan, który mamy rozumieć jako: "Jak zniszczyć wampiry?" Nie wiem jeszcze co to, ale się dowiemy.
  - My? - spytał Stefan.
  - Jeśli ja umrę to wy też. - zaśmiał się i zmierzył do wyjścia, ale drogę zastąpił mu nauczyciel historii - Alaric Saltzman. Cieszyłam się na jego widok, ale tylko przez chwilę.
  - Chcę przejść. - Odezwał się gniewnie Klaus. Mężczyzna nie schodził mu z drogi. Wściekły zaatakował go.
  - Nie! - Wrzasnęłam, ale Alaric zrobił unik i wymierzył kołek w serce pierwotnego. Od ciosu powstrzymał go Stefan. Zdziwił mnie ten widok.
  Po kilku sekundach czułam wiatr na skórze. Ric gdzieś mnie niósł. Trzymał mnie pod jedną ręką i poruszał się z taką szybkością. Jak... głośniej przełknęłam ślinę. Sama nie mogłam w to uwierzyć. Jak wampir. Był bardzo szybki i silny. Gdy próbowałam coś powiedzieć, jakoś zaprotestować warknął na mnie.
  Znaleźliśmy się w szkole. Alaric zaprowadził mnie do swojej klasy i agresywnie posadził na ławce.
  - Ric, co ty wyprawiasz? - spytałam łagodnym tonem.
  - Siedź cicho! - warknął, że aż podskoczyłam. Byłam zdziwiona.
  Dopiero teraz do mojego umysłu dotarła myśl, że to nie jest Alaric. To jego alter ego... w wampirzym wydaniu. Bałam się go bardziej niż kogokolwiek innego. Bałam się, że już nigdy nie spotkam Rica. Tego prawdziwego i kochanego
  - Kto Ci to zrobił? - spytałam cichutko.
  - Zmienił mnie w łowcę wampirów? - odpowiedział pytanie na pytanie. - Esther. - dodał.
  - Dlaczego?
  - Bo chciała, abym stał się tym, kim chciałem się stać. Łowca wampirów, którego przyjaciółmi i ukochana to wampiry, a dziewczyna, którą musi się zająć przyjaźni się z nimi.
  Mówił to z obrzydzeniem.
  - Wychodzę, ale tu wrócę, a ty jeśli wyjdziesz, zabiję Caroline, Tylera, Matta i Jeremy'ego. - Groził mi? Chciałam coś powiedzieć, ale jego już nie było. Rozglądnęłam się tylko po pustej sali i położyłam głowę na ławce.

______________________________

Piszcie, czy wam się podoba. Potrzebuję waszych opinii. Tylko one zachęcają mnie do dalszego pisania. Jak  nie ma komentarzy, to zastanawiam się, czy ktoś to czyta i czy nie usunąć.

środa, 16 maja 2012

Rozdział 9 - Trudny wybór

Damon:


  - Eleno, Eleno co Ci jest? - pukałem do drzwi pokoju ukochanej. Nie mogłem znieść myśli, że ktoś może tam się zjawić i jej coś zrobić. Na myśl o tym zacząłem walić szybciej i mocniej. Zachowywałem się jak Stefan, który stał obok i próbował mnie oderwać.
  Pomyślałem racjonalnie. Jak Damon. Nacisnąłem klamkę i podziałało. Drewniane drzwi otwarły się na oścież,  a za nimi, na łóżku zauważyłem Elenę. Siedziała skulona i kiwała się zwrócona w stronę otwartego okna. Nuciła pod nosem jakąś melodię, a z oczu wylewało się jej morze łez. Nie mogłem na to patrzyć. Wpadłem do pokoju i przytuliłem ją.
  Ku mojemu zdziwieniu odepchnęła mnie. Zasmuciło mnie to, ale wykonałem jej "prośbę". Stefan dawał jej więcej swobody. Stał z boku. Pozwolił jej wybrać do kogo zechce się przytulić, u kogo wypłakać.
  - Eleno, co się stało? - spytałem po chwili milczenia. Starałem się być cichy i delikatny. Nie chciałem naciskać.
  - Nie mogę mieć Was obu, choć bardzo chcę. Nie chcę Was stracić, ale nie mogę nie dawać Wam wyboru. Muszę wybrać, ale sama nie wiem jak, kogo. Kocham Was obu, ale muszę podążyć za sercem. Muszę, żebyście byli wolni. Nie możecie być uzależnieni od mojego wyboru. Nie chcę Was stracić, chcę mieć was przy sobie. Damonie... - nareszcie się poruszyła. Odwróciła się w moją stronę i rzekła cichutko - przepraszam, ale moje najsilniejsze uczucie nie wybiera Ciebie. Może... - przerwała. - Może gdybym spotkała Cię pierwszego... - znów nie skończyła wypowiedzi. Spochmurniałem. Czułem się źle. Cała moja miłość była skierowana do niej, a ona ją odrzuciła. Przecież by mnie nie wybrała. I tak.
  - Stefanie... - Elena zwróciła się do mojego brata.
  - Co mówi o mnie Twoje uczucie? - spytał.
  - Mówi, że Cię potrzebuję. Nadałeś sens mojemu życiu. Tylko dzięki Tobie chciałam wstawać rano i żyć dalej. - Dziewczyna wstała cichutko z łóżka i zbliżała się do niego. Patrzyli sobie w oczy i zbliżali powoli do siebie. Nie odzywałem się. To był jej wybór i nie mogę tego zniszczyć. - Przyniosłeś mi nadzieję, nadzieję na nowe życie... Lepsze życie. Ty dałeś mi szczęście.
  Stali blisko siebie, a ja byłem wściekły, ale nie mogłem im przerwać. Po prostu wybiegłem przez okno. Pewnie tego nie zauważyli. I dobrze. Przynajmniej nie będę się przejmował, że im przerwałem.

Elena:


  Teraz już dobrze wiedziałam co czuję. Kogo kocham. Stefana. Nie mogłabym go zostawić. Do końca życia czułabym pustkę. Moje serce byłoby samotne, ale gdy Damon uciekł zrobiło mi się go żal. Chciałabym, żeby był przy mnie, ale jako przyjaciel. Blisko, ale nie za blisko.
  Chciałabym, żeby tu wrócił. Nie mogę go stracić. Nie chcę! Mimo miłości do Stefana, on był moim przyjacielem.
  Podbiegłam do okna krzycząc:
  - Damon! Damon! Gdzie jesteś!? Wróć tutaj! - wrzeszczałam przez łzy, które jeszcze nie wyschły z mojej przemowy.
  - Eleno, zostaw go. On wróci. - Przekonywał mnie Stefan łagodnie, ale ja i tak nie wierzyłam w to co mówi.
  Cudem odciągnął mnie od okna i spojrzał głęboko w oczy. Przyglądał się im jak najcenniejszym perłom na świecie. Spuściłam wzrok niepewna dlaczego to zrobiłam. Uniósł moją twarz za podbródek i jeszcze raz spojrzał głęboko w oczy.
  - Co się stało? - spytał troskliwie.
  - Nic... - próbowałam go o tym przekonać, ale nie wierzył.
  - Nie chcesz, żeby odchodził. - Powiedział Stefan łagodnie. - Rozumiem. - Dodał. W moich oczach pojawiła się iskierka nadziei. Zrozumie to co czuję do jego brata.
  - Stefanie, kocham Ciebie. Damon jest moim przyjacielem. Nie chcę, żeby odszedł. - Powiedziałam pewnie. Uwierzył mi. Od początku darzył mnie wielkim zaufaniem i miłością.

Damon:


  Chodziłem ciemnymi ulicami mrocznego miasta i natykałem się na przypadkowych przechodniów. Większość z nich to były szczęśliwe pary. Nie rozumiem. Oni chodzą tu zawsze i ich nie zauważamy? Czy chodzą tu wtedy, gdy wszyscy mamy doła, bo ktoś dał nam kosza?
  Pokiwałem smutnie głową i skręciłem do lasu. Spacerowałem chwilę, aż moje bystre uszy dostrzegły szmer dochodzący z... z daleka. Zbliżyłem się tam jak najszybciej i okazało się, że to było zaklęcie. Bonnie nadal ćwiczy? Ta myśl szybko odeszła z mojej głowy, ponieważ aksamitny głos należał do Esther.
  Zbliżyłem się po cichu, a ona wlała jakiś płyn do miski. Czerwony. To musiała być krew Eleny.
  W tym momencie dostrzegłem coś, a raczej kogoś, kogo powinienem był zauważyć wcześniej. Alaric. Stał posłusznie przed miską, a na jego ustach malował się promienisty uśmiech.
  Nagle czarownica przebiła mu serce nożem. Po jakimś czasie odzyskał przytomność.
  - Co...? Gdzie...? Co ze mną zrobiłaś!? - pytał przerażony rozglądając się wokoło i przesuwając do ściany.
  - Prawdziwego łowcę wampirów. - Mój przyjaciel zrobił dziwną minę, a potem zmieniła się ona w zdziwioną z nutką wściekłości. Dobrze wiedział kim teraz jest.
  - Wampir... - westchnął cicho.
  Esther wzięła nóż którym go zabiła i przecięła sobie dłoń. Zbliżyła mu ją do ust...
  - Nie! - wrzasnąłem i zaatakowałem kobietę. Odepchnęła mnie wstając pospiesznie i wypowiadając zaklęcie. Moją głowę przekuło miliony szpilek zanurzonych w werbenie. Nienawidziłem tego zaklęcia. Sprawiało taki ból. Podczas gdy ja zwijałem się z bólu i krzyczałem na ziemi Esther zdążyła nakarmić krwią Alarica. Dlaczego ona to zrobiła!?
  - Idź i zabij moje dzieci. - Wręczyła mu jakiś dziwny kołek. Jeżeli da się nim zabić pierwotnego, wystarczy tylko na jeden raz. Mam nadzieję, że to nie będzie Klaus. Nauczyciel stał wyprostowany z pewną miną i nogą wysuniętą w przód. Mocno i dumnie trzymał kołek.

___________________________________________

Przepraszam, że tak późno, ale miałam dużo sprawdzianów. Komentujcie!

sobota, 12 maja 2012

Rozdział 8 - Do ataku!

Esther:


  Z gracją przeszłam się po zakurzonym pomieszczeniu dotykając opuszkami palców mebli pokonywanych po drodze. Uniosłam palce przed oczy i zobaczyłam, że moje palce są szare. Zaśmiałam się sama do siebie i otrzepałam dłonie. Wzięłam kołek z białego dębu i dokładnie go zbadałam wzrokiem. Odłożyłam go na miejsce. Teraz potrzebuję kogoś kto dokona tego czynu.
  Usłyszałam jakiś hałas na dworze. Wyszłam i spostrzegłam... pustkę. Nie było nikogo. Usłyszałam szelest. Wampirzy bieg. Tylko one są takie szybkie. Chciałam wrócić do środka, lecz spostrzegłam znajome rysy. Smukłą budowę twarzy z podwójnym podbródkiem pokrywał rudawy meszek. Na jego głowie były idealnie przycięte, rude loki. Na jego pełnych ustach pojawił się szeroki uśmiech. Ręce miał złożone. Opierał się o ścianę z uniesioną nogą.
  - Witaj mamo. - Odezwał się wreszcie.
  - Klaus... - Powiedziałam półszeptem. Byłam zdziwiona. Skąd w ogóle wie, że tu jestem.
  - Och, Esther... Myślałaś, że jestem aż taki głupi? - Nie zważał na moje słowa. - Myślałaś, że nie zauważę twojej obecności? - kontynuował wypowiedź.
  Klaus odepchnął się od ściany nie rozkładając rąk. Zbliżył się do mnie.
  - Dobrze wiesz, że już raz odebrałem Ci życie... - zaczął po chwili milczenia.
  - Bezlitośnie wyrwałeś mi serce, Niklausie. - powiedziałam ostro krzyżując ręce na piersi. Zaśmiał się z tego czynu. Dobrze wiedziałam, że mogę użyć mocy, ale nie byłam pewna, czy to zadziała. Zaklęcie, które rzuciłam na broń przeciwko moim wampirzym dzieciom wyczerpało mnie.
  - Dobrze wiesz, że mogę zrobić to jeszcze raz - nasze twarze dzieliły milimetry. To był mój syn. Nie mogłam teraz nic zrobić. - Esther. - dodał z sarkazmem.
  Odeszłam o kilka kroków w tył. Znów się zaśmiał.
  - Nie uda Ci się. - Powiedziałam pewnie. Zaczęłam wypowiadać zaklęcie, którego działania nie byłam pewna. W pewnej chwili mój syn rzucił się na mnie z warkotem, ale moje słowa go powstrzymały. Wylądował na ziemi zwijając się z bólu. Klaus zaczął pluć krwią. Na początku się ucieszyłam, ale nagle moje serce zmiękło. Przykucnęłam przy nim, a łzy zaczęły mi powoli cieknąć.
  Nie chciałam, żeby umarł, ale mój syn nie czuł tego samego do mnie. Chwycił moją nogę i pociągnął do siebie. Upadłam uderzając się w głowę. Krew zaczęła farbować moje blond włosy na czerwono. Jako czarownicy, nie zrobiło mi to nic, ale Klaus wstał i podszedł do mnie chwiejnym krokiem. Mimo tego jak wyglądał zdobył się na uśmiech.
  - Powtórzymy to co stało się tysiąc lat temu? - przykucnął obok mnie.
  - Klaus... - i już go nie było. Nie wiedziałam co się stało. Po prostu zniknął. Wstałam i otarłam głowę. Na mojej ręce zobaczyłam świeżą krew.

Elena:


  Leżałam chwilę nieruchomo na łóżku. Nie mogłam zasnąć. Wierciłam się jak szalona. Cała kołdra była zmięta, a ja nie wiedziałam, że potrafię się ustawić w takich pozycjach. Zeszłam na chwilę na dół. Spostrzegłam tam Damona pijącego whisky. Jak zawsze. Pomyślałam kiwając głową.
  Zastanawiałam się gdzie jest Stefan. Starszy Salvatore jest już pewnie pijany. Tak mi się tylko zdawało. Nie wiedziałam, że wypowiedziałam to na głos.
  - Nie bój się. Jestem trzeźwy.
  Zdziwiłam się i przełożyłam niesforny kosmyk włosów za ucho.
  - Świetnie. - Uśmiechnęłam się sztucznie.
  Potrzebowałam tych chwil, które spędziłam ze Stefanem. Jego miłość była mi potrzebna. Tak bardzo go kochałam. On pojawił się przy mnie gdy potrzebowałam miłości. Nadał sens mojemu życiu. Sprawił, że znów potrafiłam kochać. Potrafiłam... ufać ludziom.
  Damon był moim przyjacielem. Nie uważałam go za nikogo innego. Przez jakiś czas czułam coś więcej, ale z czasem ponownie obudziły się we mnie uczucia do Stefana. Nie chciałam wybierać. Nie mogłam stracić ich obu.
  Dopiero teraz spostrzegłam, że stoję w holu, a z oczu ciekną mi łzy. Gdy się ocknęłam szybko je otarłam i spostrzegłam, że wtulam się w obydwóch braci.
  - Przepraszam... - szepnęłam niesłyszalnie dla ludzi, lecz ich bystre, wampirze uszy usłyszały moje szczere słowo.
  - Za co? - spytał Stefan nie puszczając mnie z objęć.
  - Za to, że nie potrafię wybrać. że nie potrafię pozwolić jednemu z was odejść. - Po tych słowach łzy popłynęły szybciej.
  Przytulali mnie zmieszani, aż wreszcie odeszłam o kilka kroków w tył. Wybiegłam z pokoju i rzuciłam się na łóżku, a rzęsiste łzy płynęły po policzkach.

__________________________________________

Przepraszam, że tak późno. Chciałabym prosić was o komentarze. Bez nich nie chce mi się pracować, a więc bardzo was proszę.

wtorek, 8 maja 2012

Rozdział 7 - Broń

Elena :

  - Damon, przestań! - wrzasnęłam na całe gardło. Nie zważałam, że ktoś nas może usłyszeć. - Nie wiem co zrobiłam, ale na pewno nic nie stało mi się po drodze! - prychnął. Objął mnie mocno w talii prawą ręką i zeskoczył z gałęzi. Spadaliśmy w świetle gwiazd i księżyca. Moje włosy uniosły się ku górze. Mimo strachu jaki mi towarzyszył, że mnie upuści, spadnę, nie utrzyma równowagi, nie wypowiedziałam ani jednego słowa. W końcu stanęliśmy na ziemi. Odsunęłam się od niego na kilka centymetrów.
  - Bałaś się? - spytał unosząc jeden kącik ust do góry w uśmiechu. Wpatrywał się w moje brązowe oczy, a ja nie do końca wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Chciałam jak najszybciej znaleźć się przy Stefanie.
  - Nie! - odpowiedziałam dzielnie, stając prosto jak struna. Uniosłam głowę dumnie do góry i poprawiłam bluzkę. - Chodźmy stąd już. - dodałam po chwili milczenia. Zmierzyłam w stronę drogi. W oddali było widać tylko dom Bonnie. Nie przejmowałam się tym widokiem. Ten dom widziałam już wiele razy. 
  Brakowało mi tam tylko mojej ulubionej czarownicy z długimi, kasztanowymi falowanymi włosami i ciemną karnacją. Tęskniłam za jej brązowymi, średniej wielkości oczami. Nie widziałam jej kilka dni, a już myślałam, że to wieczność. 
  Zastanawiało mnie również, co się dzieje z moją wspaniałą wampirzycą, z prostymi blond włosami po łopatki i małymi, niebieskimi oczami. Brakowało mi jej szczerego uśmiechu, którego nie widziałam od wczoraj.   
  Odwróciłam się spoglądając na Damona. Szedł za mną posłusznie wpatrując się we mnie. Chyba oczekiwał jakiejś reakcji. "O nie, nie licz na to." Pomyślałam i prychnęłam. Odwróciłam głowę wpatrując się przed siebie. 
  - Z czego się śmiejesz? - spytał z nieskrywaną ciekawością w głosie. Zastanawiałam się co mu powiedzieć.
  - Nie musisz się na mnie gapić przez całą drogę. - Powiedziałam nie zważając na jego pytanie.
  Wampir nagle zjawił się przede mną tak blisko, że dzieliły nas milimetry. Chwycił moje malutkie dłonie zamykając je w swoich i przyciskając do klatki piersiowej. Wpatrywał się uważnie w moje oczy. Na początku robiłam to samo, ale nagle odwróciłam wzrok.
  Chciałam zabrać moje dłonie, ale trzymał je tak mocno, że starałam się go tylko wyminąć. Przeszłam obok, a on zdumiony wpatrywał się w to co zrobiłam. Widocznie jeszcze żadna dziewczyna się mu nie oparła, ale dobrze wie, że ja nie jestem jak wszystkie dziewczyny. 
  
***

  Po długiej drodze znaleźliśmy się przed pensjonatem. Ucieszyłam się. Będę miała może chwilę spokoju.
Powoli zbliżałam się do wejścia. Damon z wampirzą prędkością znalazł się przede mną i otworzył drzwi. Uśmiechnęłam się i skinęłam głową na podziękowanie.
  W salonie siedział Stefan popijając whisky. Na mój widok poderwał się i odłożył trunk. Uśmiechnął się szczerze i podszedł do mnie i Damona. Dziwiło mnie, że działam na nich aż tak. Nie chciałam tego. Wolałam gdy byli swobodni i nie musieli o mnie walczyć.
  Nie potrafiłam określić swoich uczuć, ale wiedziałam co czują do Stefana. Postanowiłam, dla świętego spokoju udawać zmęczoną. Przymrużyłam oczy i dotknęłam prawą ręką czoła. Zaczęłam wlec się na kanapę, a gdy dotarłam upadłam na nią "wyczerpana". 
  - Nie wiem jak wy, ale ja idę spać. - Powiedziałam próbując się podnieść. Ruszyłam w stronę któregoś wolnego pokoju i położyłam się w łóżku.

Esther:

  Elena jest taka naiwna. Jako daploeger powinna być bardziej uważna. Tak łatwo zdobyć coś co ma tylko ona. Krew sobowtóra. Ktoś w końcu musi zabić Klausa, a razem z nim resztę moich dzieci. 
  Unosiłam nad dłońmi kilkanaście kropel krwi Eleny. Nie mogłam już dłużej tego robić, więc chwyciłam szklankę stojącą na stoliku i przelałam tam płyn. 
  Teraz potrzebuję pierścienia Alarica. Z gracją ruszyłam do jego mieszkania. Jako potężna czarownica nie obawiałam się nikogo. Praiwie. Bałam się tylko, że Niklaus i Rebekah mnie zauważą. Lepiej żeby myśleli, że uciekłam i nie wrócę. 
  Podążałam ulicą Mystic Falls. Po chwili widziałam z daleka dom nauczyciela historii, przed którym stałam kilka minut później i wypowiadałam zaklęcie, dzięki któremu pierścień znalazł się w mojej dłoni. Uśmiechnęłam się złośliwie.
  - Dziękuję. - szepnęłam odwracając się. 
  Odeszłam z tamtego miejsca bardzo szybko, ale i z wielką gracją. Wracałam tą samą drogą, ale teraz pokonywałam ją szybciej. Kilka minut i stałam w lesie. Już z daleka widziałam "Miejsce Śmierci Stu Czarownic". Dla mnie brzmiało to jak tytuł. Weszłam do środka zadowolona ze zdobyczy. 
  Ołtarzyk na którym miało się wszystko odbyć był gotowy. Żelazna miska stała na drewnianym, malutkim i okrągłym stoliku. Obok był kołek, który mógł zabić pierwotnego i krew Eleny. 
  W całym pomieszczeniu było ciemno. Ściany wyglądały jakby odbijały blask ognia. Cały pokój był rozświetlony na pomarańczowo. Stare, połamane meble przeniosłam do rogów, aby nie przeszkadzały mi w pracy, więc było tu wiele przestrzeni. 
  Podeszłam do ołtarzyka i wrzuciłam pierścień do miski. Wydobył się brzdęk i od razu zaczęłam wypowiadać łacińskie zaklęcie. W żelaznym naczyniu pojawił się ogień. Płomienie tańczyły w kółko wykonując różne kombinacje. Dolałam ciemno-czerwonego płynu. Całość wybuchła nie przynosząc szkód. Wypowiadałam słowa głośniej. Już prawie krzyczałam. Nagle ogień zgasł, a w naczyniu był tylko gęsty, srebrno-czerwony płyn. Uniosłam powoli kołek i zanurzyłam w nim. 
  Drewno zabłysło na złoty kolor i ciecz zaczęła się rozprzestrzeniać. Pokryła całą broń. Teraz mogę już ich zabić.

___________________________________________________

Wypowiedź Esther mi nie wyszła. Przepraszam. Nie umiałam tego opisać. Trudno było mi wcielić się w nią. Piszcie, czy wam się podobało. Liczę na wasze komentarze. Tylko one mnie motywują. Bardzo was proszę! Komentujcie!

sobota, 5 maja 2012

Rozdział 6 - Bez strachu

Elena :


  Esther stała w pokoju Stefana . Była taka poważna . Stała prosto , nie pozwoliła sobie zgarbić się . Miała uniesioną w górę głowę jakby dumną . Przeszywała mnie spojrzeniem swoich niebieskich oczu . Przy niej czułam się mała . Nikim . Poczułam to jeszcze mocniej i oddychałam głośniej . Starałam się to opanować , ale bałam się bardziej niż zwykle .
  Zamknęłam cicho wielkie , drewniane drzwi . Wiedziałam , że jeśli Damon i Stefan usłyszą Esther przybiegną tu i nie dadzą jej dojść do słowa .
  - Tylko proszę , mów cicho . - Szepnęłam spokojnie . Nie wiem jakim cudem udało mi się go zachować , ale to było naprawdę trudne .
  - Dobrze . - Czarownica nawet gdy szeptała miała cudowny głos . Taki aksamitny i wysoki . Mówiła z wielką gracją i dumą .
  - A więc czego ode mnie chcesz ? - spytałam szeptem patrząc na nią spode łba . Nie była tym zachwycona , więc z gracją chodziła po pomieszczeniu dotykając mebli opuszkami palców .
  - Dobrze wiesz jak potrzebuję Twojej krwi ... - zaczęła nawet na mnie nie spoglądając . - jeśli chcę stworzyć kogoś równie silnego jak moje dzieci ...
  - Nie oddam Ci krwi po to byś zabiła wszystkie wampiry . Nie wszystkie są złe ... - przerwałam jej  , a ona zrobiła to samo .
  - Z tym sobie poradzę. - powiedziała tajemniczo i odeszła .
  W tym momencie przypomniałam sobie o przyjaciółce , której dawno nie widziałam . Dokładnie to od przemiany Alarica . Bonnie . Co się z nią stało . Zbiegłam na dół i zobaczyłam , że Stefan i Damon rozmawiają . Nie chciałam im przeszkadzać .
  Musiałam stąd wyjść w bezpieczne miejsce . To brzmiało dziwnie , bo przecież przy nich byłam bezpieczna jak nikt inny przy nikim innym .
  Wyszłam przez drzwi garażowe . Gdy je otwierałam wydostał się taki głośny skrzek , że myślałam , że za chwilę ktoś tu zbiegnie , więc poczęłam uciekać . Byle przed siebie . Nie patrząc na nic . Kilka razy wpadłam w drzewo zastanawiając się skąd się tu wzięło . Nie zważałam na to .
 Biegłam wprost przed siebie . Wokoło słyszałam tylko bicie mojego serca , które reagowało na wysiłek i kroki stawiane jeden przed drugim .
  Po chwili stanęłam przed wejściem domu Bonnie . Podbiegłam do białych , małych drzwi i pukałam w nie żałośnie . Chciałam by je otworzyła i teraz waliłam mocno i krzyczałam . Nikt nie przychodził . Pewnie znaczyło to , że jest tam pusto .
  - Bonnie , to ja , Elena ! - wrzeszczałam rozpaczliwie .
  Po chwili ktoś stanął za mną . Gdy się odwróciłam poczułam tylko lekki wiaterek i nikogo innego . Dalej biłam w drzwi ignorując to co stało się wcześniej . Poczułam czyjąś obecność , ale nie było nikogo . Rozglądnęłam się i zeszłam ze śnieżno-białej werandy Bennettów . Odeszłam kilka kroków i patrzyłam w kółko .
  Po jakimś czasie rozglądania się ktoś chwycił mnie w talii i posadził na wysokiej gałęzi drzewa . Byłam przerażona . Oddychałam szybciej i głębiej , ale nie mogłam złapać powietrza . Włożyłam w to więcej siły i po chwili zauważyłam Damona siedzącego na gałęzi obok i śmiejącego się . Wpatrywał się we mnie .
  Nie byłam pewna , czy to on , więc wyciągnęłam rękę i dotknęłam czubka jego nosa delikatnie przesuwając palce . Uśmiechnął się lekko . Czułam , że zaraz się rozpłynie , zniknie . Odetchnęłam z ulgą , gdy siedział bez ruchu i nie zmieniał się w kogoś innego .
  - Mama nie nauczyła Cię , że nie wolno uciekać z domu ? - spytał . Cały Damon . Zawsze znajdzie czas na żarty .
  Odgarnęłam włosy za ucho i spostrzegłam coś dziwnego . Spojrzałam na rękę i zobaczyłam ranę . Jak od ukłucia . Pewnie skaleczyłam się po drodze . Pomyślałam , ale to nie było zbyt możliwe . Raczej unikałam drzew , a rana wyglądała jak przecięta nożem .
  Damon chwycił moją dłoń i spojrzał na nią ze zdziwieniem . Otarł ją chusteczką , którą wyciągnął z kieszeni .
  - Co Ci się stało ? - spytał spoglądając to na mnie , to na ranę .
  - Nie wiem . - Nie powiem mu o spotkaniu z Esther . Nie ma mowy . Nikt się nie może o tym dowiedzieć .   To jest tylko moja tajemnica . Rozmyślałam tak przez dłuższą chwilę , a potem dostrzegłam twarz Damona , który najwyraźniej chciał jakichś innych informacji . - Nie mam pojęcia . - dodałam .
  - Nie wiesz jak zrobiłaś sobie ranę na całą dłoń !? - spytał nie dowierzając . Gdy wypowiadał ostatnie słowa podniósł zranioną rękę w górę , abym zobaczyła zakrwawioną chusteczkę nadal do niej przyłożoną .
  - Takie problemy przez taką ranę ? - spytałam chcąc zakończyć temat . Przesadzał z tą opiekuńczością .
  - Dobrze wiesz jaka cenna jest Twoja krew ...
  - Mówisz tak jakbyś był Klausem , a ja rozdawała krew na prawo i lewo ! - Wiedziałam , że te słowa nie mają sensu , ale się tym nie przejmowałam .

__________________________________________
Nie jestem z tego zbytnio zadowolona . Nie udał mi się . Przepraszam za coś takiego . Proszę komentujcie . Chcę znać waszą opinie , bo tylko dzięki niej piszę dalej . Powiedzcie mi , czy mam przestać pisać , czy nie .

wtorek, 1 maja 2012

Dziękuję ! ♥

  Dziękuję wam wszystkim ! Kocham Was ! Już 1000 wejść ! Co ja bym bez was zrobiła !? Dziękuję za pozytywne komentarze . Dzięki wam piszę to dalej . Tylko dzięki wam ! Och , nie będę już przeciągała .
  Polecę Wam blogi , których linki znajdowałam w komentarzach :

blog another
blog Katerina
blog Martii
blog Katerina
blog Esther
blog Esther

To chyba tyle . Nie wiem , czy było więcej . Jeśli tak to zgłaszać się w komentarzach .

Rozdział 5 - Wyzwanie

Damon :


  Elena płakała siedząc na kanapie . Chciała coś mówić , ale nie mogła . Zrobiłem jej herbatę i podałem . Nie mogła jej chwycić . Ręce trzęsły jej się jak oszalałe . Chwytając ucho kubka prawie je upuściła , ale i tak wylała 1/4 jego zawartości . Odłożyłem kubek na stół i przytuliłem ją mocno .
  - Rozumiem , że nie umiem robić herbaty , ale nie musiałaś wylewać jej na dywan . - Próbowałem poprawić jej humor . Bezskutecznie .
  Nagle usłyszałem otwierające się spod zamknięcia drzwi , przez które wyszedł mój młodszy braciszek . Elena odsunęła mnie od siebie , jakbym był jakąś szmacianą lalką . Bezużyteczną , bez uczuć , nie potrzebną . Tak się czułem jak ode mnie odchodziła .
  Podbiegła do Stefana i przytuliła go . Nie . Ona rzuciła się na niego . Była taka szczęśliwa . Teraz płakała ze szczęścia . Jej ukochany wyszedł żywy w pojedynku z pierwotnym , a teraz ściskał ją jakby była ostatnią osobą jaką zobaczy . Miał zamknięte oczy i szeroki uśmiech . Elena pocałowała go , a uśmiech nie znikał jej z twarzy .
  - Gołąbeczki , może sobie stąd pójdziemy ? - Odezwałem się po chwilowym milczeniu . Stefan otworzył powoli oczy i zrobił minę , jakbym stał nad nim z nożem po tym , jak obudził się z cudownego snu . Elena odwróciła się trochę zaniepokojona .
  - Chyba masz rację. - Powiedziała puszczając mojego braciszka i zmierzając w stronę drzwi . Ruszyłem powoli za nimi .

Elena :


  Było ciemno . Ciemne prześcieradło z malutkimi , jasnymi , rozbłyskującymi diamencikami pokryło zachmurzone niebo . Księżyc w pełni nie był jedynym oświetleniem . Na ulicach Mystic Falls było pełno latarni , a najczęściej , obok nich były zielone ławki , które były już zniszczone i połamane . Farba odchodziła i w wielu miejscach były czyjeś inicjały . Sama się tam kiedyś podpisałam , ale już chyba tego nie ma . Minęliśmy rozbitą latarnię i pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to było : W okolicach grasują wampiry , wilkołaki , hybrydy , pierwotni , czarownice i nie wiem kto jeszcze , a ludzie zajmują się niszczeniem przydrożnych latarni .
  Zrobiło się chłodno . Nie chciałam dać tego po sobie poznać , więc odchrząknęłam , by nie było słychać moich dygoczących zębów . Rozglądnęłam się wokoło . Wszystkie drzewa rozwiewał lekki podmuch wiatru . Matka natura wybiera zły czas i złe miejsce . Dopiero teraz uświadomiłam sobie , że jestem w parku .
  Nie wytrzymywałam . Otarłam ręce z chłodu i poczułam na ramionach czyjeś ręce . To zapewne był Stefan , ale czułam jeszcze inny dotyk . Damon . Odwróciłam się . Patrzyli na siebie ze złością w oczach . Nie miałam zamiaru tego znosić , więc zaczęłam dygotać zębami . Od razu dostałam brązową , skórzaną kurtkę ukochanego , młodszego Salvatore . Uśmiechnęłam się do niego i włożyłam pospiesznie kolejną część garderoby . Nie wystarczało mi to . Schowałam dłonie w wielkich kieszeniach .
  Mam nadzieję , że niedaleko jest domek . Ciepły i bez wampirów ... Znaczy ... Z dwoma . Miałam rację . Kilka metrów dalej zobaczyłam dach budynku , w którym dotychczas spędzałam wiele czasu , ale nie był to dom moich rodziców . Chłopcy zaprowadzili mnie do ich pensjonatu . Teraz wyglądał inaczej ... Tak ... Pięknie . Światło księżyca pomogło napawać się jego pięknością , w którym wyglądał jak zaczarowany . Magiczny dom z wampirami . Drzwi frontowe pokrywał cień . Może dlatego , że nie były wystawione na tą przenikliwą , świetlaną przestrzeń .
  - Jesteśmy . - Usłyszałam Damona , który otwierał drzwi . Myślałam , że wejdzie pierwszy nie przejmując się niczym , ale przepuścił mnie w drzwiach . Uśmiechnęłam się do niego promiennie i weszłam do środka . nic się tu nie zmieniło . Piękna skórzana , brązowa kanapa stała na środku , a niedaleko niej był stolik , na którym była whisky i kilka szklanek .
  - Usiądź . - Zaproponował mi Stefan i bez namysłu spełniłam jego prośbę . Damon jak zawsze nalał sobie whisky .
  - Wezmę prysznic . - Powiedziałam wstając powoli .
  - O , mogę się załapać ? - Damon próbował rozluźnić atmosferę .
  - Sądzę , że nie . - Zaśmiałam się i wyszłam z pokoju .
  Wybiegłam po schodkach i znalazłam się przed drzwiami do łazienki . Weszłam powoli i rozglądnęłam się , jakby miało mnie tu czekać jakieś niebezpieczeństwo . Wzięłam szybki , ale odprężający prysznic i już wychodziłam , ale usłyszałam jakieś stukanie .
  Zdziwiło mnie to , więc postanowiłam to sprawdzić . Zbliżałam się do pokoju Stefana , a dziwny odgłos było słychać coraz głośniej . Otworzyłam drzwi i przeraziłam się na śmierć . Zobaczyłam tam największego wroga wszystkich wampirów . Esther . Co ona tu robi ?
  - Witaj Eleno . - Brzmiała jak Katherine .
  - Co ty tu robisz !? - byłam wściekła , ale też ciekawa , co ona knuje .
  - Próbuję zabić moje dzieci . - Powiedziała rozchodząc się po pokoju . Te słowa były takie chłodne . Jakby nic nie znaczyły . Jakby każdy człowiek zabijał swoje dzieci .
  - Jak !? Raniąc innych ? - Naciskałam . Wiedziałam , że jestem jej potrzebna , Bez mojej krwi nic się nie odbędzie .
  - Świat będzie lepszy bez wampirów . - Odpowiedziała karcąco .
  - Nie wiesz jaki będzie . - Odpowiedziałam wściekła . Jeśli zabije swoje dzieci zginie Stefan , Caroline , Tyler , Damon ... Och , jest ich tylu . My nawet przyjaźnimy się z wampirami , choć Tyler to hybryda , ale w połowie wampir ... Nie ważne . Po śmierci Klausa zginie .
  Esther przyglądała mi się uważnie . Wiem jak musiałam wyglądać zastanawiając się nad tyloma sprawami . Choć tu nawet nie chodzi o wygląd , ale milczałam tak długo ... Ona zresztą też . Jej kręcone , krótkie , blond włosy rozwiewał lekki wiatr . Nie byłam pewna skąd się wziął , ale zauważyłam otwarte okno .
  - Wiesz dobrze , że beze mnie nic Ci nie wyjdzie ? - spytałam chwytając szpikulec do lodu . Nie wiem skąd tu się wziął , ale najważniejsze , że był ostry . Przewracałam go sobie w dłoniach , ale stara czarownica  była tym niewzruszona . - Jeśli ja umrę , to będzie koniec .

__________________________________________

Co sądzicie ? Warto pisać to dalej , czy już macie dosyć moich opowiastek ? Proszę napiszcie mi w komentarzu , czy wam się podobało , bo jeśli nie wiem , to nie chcę już dalej pisać , ani nic , więc jeśli przeczytałeś to zostaw po sobie ślad w postaci komentarza !