wtorek, 8 maja 2012

Rozdział 7 - Broń

Elena :

  - Damon, przestań! - wrzasnęłam na całe gardło. Nie zważałam, że ktoś nas może usłyszeć. - Nie wiem co zrobiłam, ale na pewno nic nie stało mi się po drodze! - prychnął. Objął mnie mocno w talii prawą ręką i zeskoczył z gałęzi. Spadaliśmy w świetle gwiazd i księżyca. Moje włosy uniosły się ku górze. Mimo strachu jaki mi towarzyszył, że mnie upuści, spadnę, nie utrzyma równowagi, nie wypowiedziałam ani jednego słowa. W końcu stanęliśmy na ziemi. Odsunęłam się od niego na kilka centymetrów.
  - Bałaś się? - spytał unosząc jeden kącik ust do góry w uśmiechu. Wpatrywał się w moje brązowe oczy, a ja nie do końca wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Chciałam jak najszybciej znaleźć się przy Stefanie.
  - Nie! - odpowiedziałam dzielnie, stając prosto jak struna. Uniosłam głowę dumnie do góry i poprawiłam bluzkę. - Chodźmy stąd już. - dodałam po chwili milczenia. Zmierzyłam w stronę drogi. W oddali było widać tylko dom Bonnie. Nie przejmowałam się tym widokiem. Ten dom widziałam już wiele razy. 
  Brakowało mi tam tylko mojej ulubionej czarownicy z długimi, kasztanowymi falowanymi włosami i ciemną karnacją. Tęskniłam za jej brązowymi, średniej wielkości oczami. Nie widziałam jej kilka dni, a już myślałam, że to wieczność. 
  Zastanawiało mnie również, co się dzieje z moją wspaniałą wampirzycą, z prostymi blond włosami po łopatki i małymi, niebieskimi oczami. Brakowało mi jej szczerego uśmiechu, którego nie widziałam od wczoraj.   
  Odwróciłam się spoglądając na Damona. Szedł za mną posłusznie wpatrując się we mnie. Chyba oczekiwał jakiejś reakcji. "O nie, nie licz na to." Pomyślałam i prychnęłam. Odwróciłam głowę wpatrując się przed siebie. 
  - Z czego się śmiejesz? - spytał z nieskrywaną ciekawością w głosie. Zastanawiałam się co mu powiedzieć.
  - Nie musisz się na mnie gapić przez całą drogę. - Powiedziałam nie zważając na jego pytanie.
  Wampir nagle zjawił się przede mną tak blisko, że dzieliły nas milimetry. Chwycił moje malutkie dłonie zamykając je w swoich i przyciskając do klatki piersiowej. Wpatrywał się uważnie w moje oczy. Na początku robiłam to samo, ale nagle odwróciłam wzrok.
  Chciałam zabrać moje dłonie, ale trzymał je tak mocno, że starałam się go tylko wyminąć. Przeszłam obok, a on zdumiony wpatrywał się w to co zrobiłam. Widocznie jeszcze żadna dziewczyna się mu nie oparła, ale dobrze wie, że ja nie jestem jak wszystkie dziewczyny. 
  
***

  Po długiej drodze znaleźliśmy się przed pensjonatem. Ucieszyłam się. Będę miała może chwilę spokoju.
Powoli zbliżałam się do wejścia. Damon z wampirzą prędkością znalazł się przede mną i otworzył drzwi. Uśmiechnęłam się i skinęłam głową na podziękowanie.
  W salonie siedział Stefan popijając whisky. Na mój widok poderwał się i odłożył trunk. Uśmiechnął się szczerze i podszedł do mnie i Damona. Dziwiło mnie, że działam na nich aż tak. Nie chciałam tego. Wolałam gdy byli swobodni i nie musieli o mnie walczyć.
  Nie potrafiłam określić swoich uczuć, ale wiedziałam co czują do Stefana. Postanowiłam, dla świętego spokoju udawać zmęczoną. Przymrużyłam oczy i dotknęłam prawą ręką czoła. Zaczęłam wlec się na kanapę, a gdy dotarłam upadłam na nią "wyczerpana". 
  - Nie wiem jak wy, ale ja idę spać. - Powiedziałam próbując się podnieść. Ruszyłam w stronę któregoś wolnego pokoju i położyłam się w łóżku.

Esther:

  Elena jest taka naiwna. Jako daploeger powinna być bardziej uważna. Tak łatwo zdobyć coś co ma tylko ona. Krew sobowtóra. Ktoś w końcu musi zabić Klausa, a razem z nim resztę moich dzieci. 
  Unosiłam nad dłońmi kilkanaście kropel krwi Eleny. Nie mogłam już dłużej tego robić, więc chwyciłam szklankę stojącą na stoliku i przelałam tam płyn. 
  Teraz potrzebuję pierścienia Alarica. Z gracją ruszyłam do jego mieszkania. Jako potężna czarownica nie obawiałam się nikogo. Praiwie. Bałam się tylko, że Niklaus i Rebekah mnie zauważą. Lepiej żeby myśleli, że uciekłam i nie wrócę. 
  Podążałam ulicą Mystic Falls. Po chwili widziałam z daleka dom nauczyciela historii, przed którym stałam kilka minut później i wypowiadałam zaklęcie, dzięki któremu pierścień znalazł się w mojej dłoni. Uśmiechnęłam się złośliwie.
  - Dziękuję. - szepnęłam odwracając się. 
  Odeszłam z tamtego miejsca bardzo szybko, ale i z wielką gracją. Wracałam tą samą drogą, ale teraz pokonywałam ją szybciej. Kilka minut i stałam w lesie. Już z daleka widziałam "Miejsce Śmierci Stu Czarownic". Dla mnie brzmiało to jak tytuł. Weszłam do środka zadowolona ze zdobyczy. 
  Ołtarzyk na którym miało się wszystko odbyć był gotowy. Żelazna miska stała na drewnianym, malutkim i okrągłym stoliku. Obok był kołek, który mógł zabić pierwotnego i krew Eleny. 
  W całym pomieszczeniu było ciemno. Ściany wyglądały jakby odbijały blask ognia. Cały pokój był rozświetlony na pomarańczowo. Stare, połamane meble przeniosłam do rogów, aby nie przeszkadzały mi w pracy, więc było tu wiele przestrzeni. 
  Podeszłam do ołtarzyka i wrzuciłam pierścień do miski. Wydobył się brzdęk i od razu zaczęłam wypowiadać łacińskie zaklęcie. W żelaznym naczyniu pojawił się ogień. Płomienie tańczyły w kółko wykonując różne kombinacje. Dolałam ciemno-czerwonego płynu. Całość wybuchła nie przynosząc szkód. Wypowiadałam słowa głośniej. Już prawie krzyczałam. Nagle ogień zgasł, a w naczyniu był tylko gęsty, srebrno-czerwony płyn. Uniosłam powoli kołek i zanurzyłam w nim. 
  Drewno zabłysło na złoty kolor i ciecz zaczęła się rozprzestrzeniać. Pokryła całą broń. Teraz mogę już ich zabić.

___________________________________________________

Wypowiedź Esther mi nie wyszła. Przepraszam. Nie umiałam tego opisać. Trudno było mi wcielić się w nią. Piszcie, czy wam się podobało. Liczę na wasze komentarze. Tylko one mnie motywują. Bardzo was proszę! Komentujcie!

2 komentarze:

  1. Genialne, a ten opis z perspektywy Esther był bardzo ciekawy, tylko źle napisałaś doppelganger, ale to nic. : ) Czekam na NN!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny i wciągający post :P

    OdpowiedzUsuń