czwartek, 21 czerwca 2012

Rozdział 15 - Koniec

Stefan:


  Eleny nie było. Byłem zmartwiony, ale wiedziałem, że muszę jej zaufać. Po chwili usłyszałem dźwięk telefonu. Spojrzałem na ekranik, na którym wyświetliło się imię: "Elena". Uśmiechnąłem się i odebrałem:
  - Halo? - powiedziałem odruchowo.
  - Hej. - Odpowiedziała Elena - Razem z Bonnie zostajemy u Caroline. Dzwonię, bo powinieneś wiedzieć.
  - OK. Przyda się to wam. Dawno się nie widziałyście. - Uśmiechnąłem się.
  - Zadzwonię jutro. Dobranoc.
  - Dobranoc. - Odpowiedziałem i odłożyłem słuchawkę.
  Usłyszałem za sobą oklaski, pomiędzy którymi była przerwa około dwóch sekund. Damon.
  - Jakaż piękna rozmowa. Ile zaufania! - Śmiał się ze mnie, a potem spoważniał.
  - O co ci chodzi? - Spytałem zdezorientowany.
  - Chyba wiesz, że lisołaki nie potrzebują zaproszenia do mieszkania. Jak jej się coś stanie?
  - Elena potrafi o siebie zadbać, a ja jej ufam.
  - Ty się chyba nie słyszysz! Jak ją zabiją?! To będzie twoja wina!
  - Jak chcesz to jedź teraz po nią! - Warknąłem wściekły.
  - A żebyś wiedział! - I po ułamku sekundy już go nie było. Usłyszałem tylko trzaśnięcie drzwiami i odpalany silnik samochodu.
  Usiadłem na sofie i zastanawiałem się, czy Elena na pewno jest bezpieczna. Gdyby coś się stało, to po nią pojadę, ale co może stać się jej? Ona jest silniejsza niż jakikolwiek inny wampir.
  Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Zerwałem się, żeby otworzyć. Zobaczyłem zdenerwowanego Tylera. Przecież nie było go tu już od dawna.
  Nie czekał na zaproszenie tylko wpadł do środka jak poparzony i zaczął swój monolog.
  - Co się dzieje w Mystic Falls? - wrzasną i ciągnął dalej nie czekając na odpowiedź. - Jest tu jakieś nowe niebezpieczeństwo! Wiem to! Wyczułem to! Czuję tu kogoś nowego! Nie... Nie człowieka! Coś złego! Powiedz mi co to jest! Czy Caroline jest bezpieczna!?
  - W mieście pojawiły się kitsune. A jak to wyczułeś?
  - Nie wiem. Tak już mam. Czuję was! Nie wiem jakim cudem, ale tak się dzieje.



Damon:


  Siedziałem w samochodzie przed domem Caroline gotowy zabrać stamtąd Elenę, gdyby stało się jej coś złego, ale nie potrafiłem. Nie teraz. Powinna zażyć trochę człowieczeństwa. Stałem tam jeszcze chwilę. Zupełnie straciłem rachubę czasu. Wolałbym, żeby wyszła stamtąd cmoknęła mnie w usta i uśmiechnęła się przepięknie, ale ona wybrała mojego brata. Nie mogłem liczyć na coś takiego.
  Mimo jej wyboru nadal ją kochałem i byłem gotowy walczyć, choć nie przyniosłoby to większych skutków. Oparłem się o fotel mojego samochodu i odetchnąłem głośno. Chciałem włączyć silnik, ale ręce nie chciały posłuchać rozkazu.
  Spróbowałem jeszcze raz i teraz bez problemu uniosły się, aby przekręcić kluczyk w stacyjce. Następnie nacisnąłem pedał gazu i odjechałem. Postanowiłem odwiedzić Grill.


  - Whisky - złożyłem zamówienie i czekałem spokojnie na nie przy barze. Rozglądałem się po barze, ale nie widziałem nikogo znajomego. Dopiero teraz dostrzegłem Matta, który nalewał do szklanki whisky, a potem podał mi ją przed nos.
  - Proszę. - Powiedział obojętnie.
  Przechyliłem szklankę i wypiłem trunek. Znów się rozejrzałem, ale nikogo ciekawego nie zauważyłem. No cóż. Wstałem i wróciłem do domu.




Tyler:


  Stefan musiał mi długo tłumaczyć co się dzieje, ale i tak nie do końca zrozumiałem o co chodzi. Opowiadał o jakichś lisołakach, ale co to było? Ehh... Najgorsze, że nie wiem, czy Caroline jest bezpieczna. 
  - Musimy coś zrobić. - Zakończył Stefan.
  - Musimy wygrać! - Powiedziałem. 
  - A więc do roboty. 
  - Jak się je zabija? - Zapytałem nieco zdezorientowany.
  Mój towarzysz znów usiadł znudzony na kanapie i zaczął opowiadać:
  - Lisołaki mają tylko jeden, jedyny czuły punkt, ale bardzo trudno jest się do niego dostać. Musimy się... - szukał odpowiedniego słowa. - Wysilić. Najważniejsze, to uderzyć najsilniej jak się potrafi. Trzeba po prostu odciąć mu ogon, ale pamiętaj... On ma ich sześć, a jak odetnie się niewłaściwy wraca silniejszy.
  - A więc do roboty. - Zerwałem się z kanapy jak poparzony, ale Stefan się tylko roześmiał.
  - Już gotowe. - Powiedział wskazując na stolik na kawę. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem kilka ostrych noży. 
  Wziąłem jeden z nich do ręki i delikatnie dotknąłem ostrza. Na moim palcu pojawiła się krew.
  - Ostre! - Krzyknąłem.
  - No to musimy teraz je znaleźć.
  - Mamy... Mamy walczyć we dwójkę!? - Spojrzałem na niego jak na szaleńca.
  - Nie. Dojdzie do nas Damon i kilku twoich kompanów. Pierwotni pewnie też będą chcieli pozbyć się takich wrogów.
  Ulżyło mi. Będzie to nierówna walka, ale... Chodzi tylko o to, aby wszyscy byli bezpieczni. Teraz trzeba ich w to włączyć.
  
  - Wiesz... Ja mam zamiar jeszcze pożyć. - Odpowiedział Damon na pytanie, czy walczy z nami.
  - Damon! - wrzasnęła Elena.
  - No dobrze, dobrze. - Pokręcił głową.
  - A co ja mam robić? - Spytała dziewczyna Stefana.
  - Ty zostajesz z Caroline i Bonnie. - Odpowiedzieli bracia Salvatore chórem.
  - Chyba nie myślicie, że was zostawię! - wrzasnęła.
  - Nigdzie nie idziesz! - Powiedział Damon akcentując każdy wyraz.
  Elena założyła ręce i usiadła w fotelu.
  - A więc kto idzie z nami? - Spytałem.
  - Ja. - Powiedział Klaus. Dziwiłem się temu, ale zaraz po tym objął Caroline w pasie i pocałował czule w czoło. Nie mogłem tego znieść, więc warknąłem na niego. Moja ukochana spojrzała na mnie obrażona. 
  - Ja - do środka wszedł jakiś mężczyzna.
  - Vatris. - Powitał go Klaus. - Zmieniłem go niedawno w hybrydę. Będzie z nami walczył. - wytłumaczył.


Klaus:


  Bracia Salvatore rozdawali naprawdę ostre noże. Nie wiedziałem jakim cudem z nimi walczę. Pewnie dlatego, że kitsune są groźniejsi niż oni. 
  Tyler i Vatris mieli sprowadzić lisy do lasu, więc czekaliśmy tam na rozpoczęcie całego zamieszania. Nie wiem jaki mieli pomysł, ale po trzydziestu minutach uciekali przed dwoma lisami, które merdały swoimi sześcioma ogonami na wszystkie strony.
  Ja i Salvatore'owie rzuciliśmy się na mniejszego z  nich, lecz to nie był dobry pomysł. Drugi od razu postanowił pomóc towarzyszowi. Vatris i Tyler chcieli go odgonić i wychodziło im to, lecz lis nie chciał odpuścić.
  Spojrzałem w stronę Damona. Właśnie w tym momencie wziął rozmach i odciął lisołakowi dwa ogony. Razem z bratem i mną waliliśmy nożami jak najmocniej potrafili i po kilku minutach cielsko zwierza leżało kilka centymetrów dalej niż wyznaczniki jego życia. 
  Niespodziewanie zamienił się w proch. Nie wiedziałem, że lisy tak potrafią. Teraz czekał nas drugi problem, czyli drugi lis. Vatris używał świetnych metod walki, pozbawiając rywala równowagi. Zaatakowałem wroga obładowując go uderzeniami  noża. Zaczął skomleć, ale nie zrobiło to na mnie wrażenia. Wręcz przeciwnie. Uznałem, że muszę uderzać mocniej i silniej. Jego ogony były o wiele twardsze i nawet tak ostry nóż nie sprostał temu zadaniu. 
  Przewrócił mnie na ziemię i wyskoczył na mnie obnażając ostre zębiska. Próbowałem go zrzucić, ale nic z tego. Gdyby nie pomoc wampirów i hybryd zabiłby mnie, bo podobno ugryzienie lisołaka zabija każdego wampira. Nie ważne jakiego. Po prostu każdego. 
  Damon skoczył do niego i objął do w pasie. Przewrócił go na ziemię, co dało nam większe pole do manewru. Tylera... Już tu nie było. Widocznie uciekł. Vatris postanowił nam pomóc i przytrzymał lisa, niestety ten rozszarpał mu przez to gardło.
  Jakże się myliłem. były chłopak mojej ukochanej przyszedł z ogromnym pniem drzewa. Odchylił się, aby uderzyć. W pobliżu lisa nie było już nikogo. Ah, to wampirze tempo. Tyler z całej siły uderzył w czaszkę zwierzęcia. Był to zapewne Shinishi. Żył jeszcze, więc zaczęliśmy odcinać jego ogony. Zajęło nam to trochę, czasu, ale po chwili na jego miejscu została tylko kupka prochu. 
  Wszyscy spojrzeliśmy po sobie, lecz nikt nic nie mówił. Postanowiliśmy już wrócić.


3 tygodnie później!
Tyler:

  - Caroline, proszę, wróć do mnie. Ja cię kocham. - błagałem.
  - Już za późno. Zostawiłeś mnie. Opuściłeś. Znalazłam Klausa. On widzi we mnie kogoś wyjątkowego. Kocham go. On kocha mnie. Nie zostawi mnie, nigdy. Z nami koniec. - Te trzy ostatnie słowa zraniły mnie najbardziej.
  Nie chciałem, żeby tak o mnie myślała, ale było już za późno. Caroline wyszła. Zapewne do Klausa, a ja zostałem sam. Na wieki. Najlepszym rozwiązaniem dla mnie był wyjazd z miasta. Nie miałem czego pakować. Miałem tutaj nie wracać. Zjawiłem się tu tylko przez moje zmysły. Przez myśl, że Caroline jest w niebezpieczeństwie! 

Elena:

  Teraz miasto było bezpieczne. Zostaliśmy tutaj sami. Tylko ja i Stefan. Razem na wieki. Zostaliśmy tutaj na zawsze. Pewnie trzeba będzie wyjechać stąd, żeby ludzie nie dowiedzieli się czym jesteśmy, ale zawsze będziemy tutaj wracać.
  Stefan przytulił mnie mocno i spojrzał w oczy.
  - Kocham cię. - Szepnął.
  - Ja ciebie też. - Dodałam.
  - Teraz mamy przeszłość za sobą. Czas zacząć nowy, lepszy rozdział. 
  Przytaknęłam tylko głową i wtuliłam się w jego tors. 

______________________________________

A więc, żeby nie przedłużać napiszę, że to był ostatni rozdział na tym blogu. Jak już wspominałam poprzednio. Nie będę go usuwać, ale nowych rozdziałów tutaj nie znajdziecie. Oczywiście koniec dlatego, że dużo obserwatorów, a mało czytelników. A więc żegnajcie. Tym razem nie napiszę "Komentujcie!".

piątek, 15 czerwca 2012

Rozdział 14 - Aura

Elena:


  Nie rozumiałam dlaczego wokoło wszystkich ludzi widziałam jakieś kolorowe coś. Nie wiedziałam co to jest. Wszystko zaczęło się kilka dni od mojej przemiany.
  Zauważyłam, że to coś zmienia się wraz z nastrojami. Gdy Stefan był smutny to coś wokół niego było czerwone, a gdy szczęśliwy miało żółty odcień. Prawie niewidoczny.
  Chciałam się dowiedzieć czegoś o tym dziwactwie, ale w księgach Bonnie, które przeszukałyśmy. W końcu moja przyjaciółka wykrzyknęła radosną nowinę:
  - Mam! - wrzasnęła na cały głos, a ja odwróciłam się pospiesznie. Podeszłam do niej i zaczęłam czytać. Gdy się pochylałam włosy opadały mi na twarz i nie mogłam nic dostrzec. Przełożyłam je za ucho i odczytałam tekst na głos:
  - Wampiry mają wiele mocy. Potrafią zauroczyć człowieka, aby wymazać mu wspomnienia, lub zmusić do czegoś. - Zjechałam palcem niżej, aby przeczytać właściwy fragment. - Istnieją wampiry ze zwiększonymi umiejętnościami. Potrafią rozpoznawać nastrój człowieka. Pomaga im w tym aura.
  Aura. Nowe słowo. Nie znałam go wcześniej, a teraz miało stać na porządku dziennym. Nie do końca wiedziałam o co chodzi, ale starałam się wszystko zrozumieć i przyzwyczaić.
  Bonnie uśmiechnęła się triumfalnie i zamknęła księgę. Odwzajemniłam jej uśmiech i się odwróciłam. Za mną stał Stefan. Odgarnęłam włosy za ucho i obdarzyłam uśmiechem również jego.
  - Znalazłyście coś? - spytał.
  - Tak. Już wiem wszystko. - Usiadłam na kanapie wiedząc, że ta rozmowa na pewno będzie trwała przez jakiś czas. - To co widzę to aura. Nie rozumiem jeszcze jak to dokładnie działa, ale przeczytałam tylko coś co miało oznaczać, że jestem szczególnie uzdolniona.
  Skinął głową dając mi do zrozumienia, abym mówiła dalej.
  - Chodzi o to, że przez to rozpoznaję w jakim jesteście nastroju. - Dodałam.
  - A jak to wygląda? - spytał ot tak.
  Nie wiedziałam jak to opisać.
  - To... Jest to tak jakby chmura, która cię otacza. Jak na razie jest żółta. Prawie przezroczysta. Znaczy to, że jesteś spokojny... Szczęśliwy.
  Stefan zbliżył się do mnie i pocałował mnie czule. Udało mi się dostrzec znudzony wzrok Bonnie. Wydawało mi się, że wywraca oczami, ale nie byłam tego pewna. Zanurzyłam się tylko w ustach ukochanego pozwalając na przepiękny taniec naszych języków.
  Chłopak przycisnął mnie do siebie, ale wiedziałam, że nie dojdzie do niczego więcej. Nie dziś. Nie teraz. Nagle oderwał się ode mnie i uśmiechnął przecudnie. Odwzajemniłam go i oddaliłam się o kilka centymetrów.
  Nagle usłyszałam głośny trzask, jak mi się zdawało, szklanki po whisky. Pytanie, czy Damon zobaczył coś dziwnego, czy ktoś go zaatakował? Wolałam to sprawdzić, więc wyszłam z pokoju ukochanego i z wampirzą prędkością wparowałam na dół.
  Jakaś dziewczyna o kruczoczarnych włosach sięgających łopatek z rubinowo-czerwonymi końcówkami dusiła Damona przyciskając go do ściany. Miała podobne rysy twarzy do naszego poprzedniego gościa. Widocznie musieli być spokrewnieni. Warczała na wampira, miała nad nim przewagę. Damon próbował się wyszarpać, ale nie było to proste. Dziewczyna, mimo tego, że używała jednej ręki to trzymała jego szyję w żelaznym uścisku, który nie chciał się rozluźnić. Jej aura była jaskrawo pomarańczowa. Jak ogień. Dopiero teraz zauważyłam, że nogi Damona zwisały w powietrzu. Od razu ruszyłam na nią próbując oderwać od brata mojego ukochanego.
  Szarpałam nią jak narwana, aż wreszcie odpuściła. Wampir upadł na ziemię, lecz jednak ja nie byłam bezpieczna. Zrobiła ze mną to sam, co z Damonem przed chwilą. Lecz puściła mnie zanim minęło pięć sekund. Spadłam na nogi i pomasowałam szyję.
  Dziewczyna pchnęła mnie na kanapę, a ja upadłam tam bezwładnie.
  - Dobrze, panienko. - Zaczęła łagodnie. - Gdzie jest mój brat!? - warknęła.
  - Nie wiem kim jest twój brat. - Odpowiedziałam.

Bonnie:


  Wpadłam do pokoju w poszukiwaniach Stefana, ale była tam tylko Elena i jakaś dziewczyna. Gdy stałam tam chwilę. Widocznie mnie nie zauważyła. Wyłapałam tylko kilka słów.
  - Gdzie on jest!? - wrzeszczała.
  Dosłyszałam jeszcze odpowiedź.
  - Nie mam pojęcia, ani gdzie jest, ani kim jest.
  Nieznajoma chwyciła ją za kołnierzy i uniosła do góry po czym rzuciła nią o siedzenie. Od razu zareagowałam głośnym krzykiem. Damon zbiegł na dół z bratem.
  - Dziewczyna cię uratowała, więc zwiałeś? - nieznajoma zaczęła się śmiać.
  - Nie, Misao. Poszedłem po pomoc. - Zaśmiał się.
  - Co, nie dacie mi rady? - Na te słowa bracia wybuchnęli głośnym śmiechem, po czym w wampirzy tempie znaleźli się przy Misao.
  Elena dawała mi jakieś znaki, ale zdezorientowana nie wiedziałam o co chodzi. W końcu zrozumiałam, że muszę użyć czarów.
  Zaczęłam więc wypowiadać łacińskie słowa, po których nieznajoma upadła. Dopiero teraz spostrzegłam, że nie tylko bracia Salvatore próbują powstrzymać dziewczynę. Wiernie i wytrwale pomaga im w tym Elena.
  Zamknęłam oczy, aby lepiej skupić się na zaklęciu. Po chwili zdawało mi się, że usłyszałam.... Nie, to nie mogło być możliwe. Usłyszałam lisa. Otworzyłam oczy, a zamiast pięknej Azjatki stał lis i to z sześcioma ogonami! Przetarłam z niedowierzaniem oczy, ale nic to nie dało. Stałam jak sparaliżowana.
  W końcu Damon zniknął. Nie minęła sekunda, a stał razem z resztą walczących. Wampir chwycił porządniej ogromny nóż i z wielką siłą uderzył nim w ogon tego czegoś co stało w ich salonie. Czułam się jak niepotrzebny obserwator, więc znów zaczęłam wypowiadać zaklęcie, choć nie byłam pewna, czy zadziała i co zrobi.
  Lis zaskomlał i uciekł z pomieszczenia.
  - Oby umarła. - Mruknął Stefan.
  Do pomieszczenia wparowała Caroline. Za nią szedł mężczyzna... KLAUS!
  - Co tu się stało? - spytała bardzo spokojnie.
  - Kitsune tu były. - Powiedział jej Damon. Od razu zrozumiała. Nie trzeba było jej nic tłumaczyć.
  - Halo? - powiedziałam sarkastycznie. - Ciekawe, że jestem w temacie. - zaszydziłam.
  - Eleno... - Powiedział Stefan.
  Dziewczyna usiadła ze mną na kanapie i opowiadała przez kilka minut.

Caroline:


  Klaus opowiadał mi o lisołakach. Sama nie wszystko zrozumiałam, ale wiedziałam kogo mam unikać. Postanowiłam opowiedzieć swoim przyjaciółkom o moim związku z pierwotnym, gdy właśnie lis z sześcioma ogonami wybiegł obok mnie.
  Dobrze wiedziałam, że Elena jest wampirem mimo tego, że ostatnio nie spotkałam się z nimi zbyt często.
  - Chciałam wam zaproponować dzień w trójkę. Taki... Jakby dzień wampirzyc i czarownicy, ale widzę, że czeka nas walka z kitsune. - zaśmiałam się.
  - Masz rację, Caroline. Powinnyśmy odpocząć. - Odpowiedziała Elena. Pomogła Bonnie wstać i wyszłyśmy. Było to dla naszej małej czarownicy wielkie zaskoczenie. Klausa, jak zauważyłam, już nie było. Widocznie nie miał ochoty na starcie z Salvatore'ami. Gdyby to się zdarzyło kilka tygodni temu zapewne byłaby już bójka, a teraz wie, że jeśli chce być ze mną, nie może zabić moich przyjaciół.
  Wsiadłyśmy do mojego samochodu i ruszyłyśmy w stronę Grilla.

  - Whisky. - złożyłam zamówienie i poczekałam, aż moje przyjaciółki zrobią to samo.
  - Sok - zakomunikowała Bonnie.
  - Whisky - dodała Elena.
  Razem z Bonnie popatrzyłyśmy na nią zdziwione.
  - No co? Każdy musi kiedyś odejść od zasad. - Wszystkie trzy się zaśmiałyśmy.
  Podeszłyśmy do stolika. Zajęłyśmy miejsca i zaczęłam głosić swój monolog:
  - Muszę wam coś powiedzieć i bardzo was proszę. Nie przerywajcie mi. - Skinęły tylko głową. - No bo... - Nie wiedziałam jak to powiedzieć. - Dobrze wiecie, że od pewnego czasu Tylera wciąż nie ma i nie ma. Nie mam pojęcia co się z nim dzieje. Co najgorsze nie dzwonie, nie pisze, ani nic w tym stylu. Tak jakbym była dla niego już nie ważna. Uznałam, że z nami koniec, ale w moim życiu pojawił się inny mężczyzna. - odetchnęłam i mówiłam dalej. - Odkąd zaczęłam spotykać się z Klausem. - Obydwie dziewczyny wytrzeszczyły oczy, ale nie miały zamiaru mi przerywać. - Czuję się lepiej - ciągnęłam - z nim jest inaczej. Lepiej. Jest fantastyczny. Zawsze przy mnie i nigdy nie pozwoli, aby mi się coś stało. Pokochałam go. Jest dla mnie wszystkim. - Zakończyłam. Zamknęłam oczy i spuściłam głowę, jak dziecko przyłapane na złym uczynku.
  - Ciesze się, że jesteś szczęśliwa. - Powiedziała Elena.
  Zdziwiona podniosłam głowę i spojrzałam na przyjaciółkę zdziwiona.
  - Caroline, Elena ma rację. - dodała Bonnie.
  - Och, jesteście świetne. - Wstałyśmy i mocno je uścisnęłam. Zauważyłam, że dziewczyny już dawno pozbyły się swoich trunków, więc postanowiłam zrobić to samo. Wlałam do ust trochę whisky i przełknęłam. Powtórzyłam tę czynność jeszcze kilka razy i wyszłyśmy z naszego ulubionego baru.
  Miałyśmy zamiar udać się do własnych domów, lecz zmieniłyśmy zdanie i uzgodniłyśmy, że spędzimy noc u mnie. Jak za starych, dobrych czasów.

______________________________________

Z rozdziału jestem zadowolona tak średnio, ale chcę poruszyć inny temat. Czy w ogóle ktoś to czyta? Ostatnio miałam mało komentarzy i wejść, więc pewnie nie czyta tego prawie nikt. Bardzo dobrze mi się pisze tutaj opowiadanie, ale nie chcę pisać dla siebie. Nie chcę go kończyć, ale nie chcę również pisać tego dla siebie. Napiszcie mi co sądzicie o mojej decyzji i nie jest ona pochopna, bo zastanawiałam się nad tym bardzo długo. Niech pod tym rozdziałem podpiszą się osoby zainteresowane dalszą częścią.

sobota, 9 czerwca 2012

Rozdział 13 - Pierścień

Elena:


  Siedzenie w miejscu nie dawało mi satysfakcji. Niby mogłam posiedzieć z Damonem, bo Stefan wyszedł razem z Bonnie pomóc jej szukać książki z zaklęciami. Ale Damon... On nie miał zamiaru ze mną rozmawiać. Zostawiłam go, więc w spokoju, bo po co mam mu się narzucać?
  Postanowiłam wyjść. Siedzenie tutaj, przy nim... Sprawiało mi ból. Damona uważałam za przyjaciela, a teraz zrozumiałam, że on liczy na coś więcej. Do tego ta cisza. Kto by pomyślał, że może sprawiać ból?
  Postanowiłam udać się do pokoju Stefana i poczytać jakąś książkę. Wstałam z krzesła szybkim ruchem i ostatni raz spojrzałam na Damona. Miał przygnębioną minę. Wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w dno szklanki, gdzie przed paroma sekundami była whisky.
  Poruszałam się powoli w stronę schodów. Nie chciałam sprawdzać swojej nowej umiejętności jaką jest nadludzkie tempo. Jakoś nie ciągnęło mnie do tego, żeby znaleźć się na górze w przeciągu sekundy. Chciałam, aby ta chwila się dłużyła, ale co jest szczególnego w wychodzeniu po schodach? Cichutko wciągnęłam powietrze wmawiając sobie w duchu, że nadal jestem człowiekiem. Pewnie dlatego nie chciałam biec z szybkością Damona, czy Stefana.
  Pokój mojego ukochanego znajdował się na końcu korytarza. Zwolniłam i tak ślimacze tempo i uchyliłam lekko drzwi. Otworzyłam je szerzej i aż odskoczyłam.
  Damon stał w środku wpatrując się na las przez okno. Nie poruszał się, ale byłam na niego zła. Chodził za mną, a nie chciał się odezwać? Zawróciłam na pięcie, ale usłyszałam jego cichy szept. Pomimo jak bardzo będę wmawiała sobie człowieczeństwo moja natura mówi sama za siebie.
  - Eleno... - Odezwał się. Wyczułam w jego głosie chęć rozmowy, choć nie byłam pewna, czy mamy o czym mówić.
  - Tak!? - rzuciłam ostro wracając do poprzedniej pozycji.
  Czułam jak moje włosy powiały razem ze mną, ale nie zwróciłam na to uwagi.
  - Porozmawiasz ze mną, czy lubisz się tylko na mnie drzeć? - spytał sarkastycznie, po czym wreszcie się do mnie odwrócił. W prawej dłoni trzymał, jak zawsze szklankę z whisky. Pokręciłam głową. Chyba to zrozumiał i zerknął na nią. Uśmiechnął się unosząc jeden kącik ust w górę.
  - Czego ode mnie chcesz? - próbowałam mówić spokojniej. Usiadłam na fotelu za biurkiem odwracając go w stronę mojego rozmówcy, abym mogła skupić na nim wzrok.
  - Chcę ci wyjaśnić kto mnie wczoraj odwiedził.
  Wow! Zaszalał z tematem. Inną dziewczynę spytałby po prostu "Co słychać?" Może wysiliłby się bardziej. Wysłuchał odpowiedzi i umówiłby się z nią, a mnie traktuje inaczej. Czy jestem przewrażliwiona, czy mam rację? Czym ja się różnię od innych.
  Zamarłam. Dopiero teraz zrozumiałam, że powiedziałam to na głos.
  - Wszystkim - odpowiedział na moje retoryczne pytanie skierowane tylko i wyłącznie do mnie. - To wracając do tematu...
  Nie miałam zamiaru mu przerywać. Chciałam spokojnie wysłuchać tej jego opowiastki nie przejmując się co może się w niej znaleźć. Oparłam brodę na dłoni i wsłuchałam się w jego słowa.
  - Shinishi nie przedstawia żadnej rasy, którą znasz. Wręcz przeciwnie. To kitsune, czyli lisołak. Wiem, że to może brzmieć dziwnie, bo myślałaś, że mogą być tylko wilkołaki i bla bla bla. - kiedyś musiał tak zakończyć zdanie. - Kitsune są silniejsze od nas. - zrozumiałam, że chodzi nie tylko o niego, ale ja też się tam zaliczam.
  Poczułam się źle, co od razu wyczuł Damon.
  - Co się stało?
  - Nie, nic. Kontynuuj. - Poprosiłam.
  - Są silniejsze, a o ich sile mówią ogony. Mają ich sześć, w tym tylko jeden decyduje o ich życiu i śmierci. Wszystkie są twarde i trudno je odciąć, ale gdy ci się uda z niewłaściwym ogonem odrośnie on po kilku sekundach obdarzając go większą siłą.
  Nie są ani szybkie, ani nie mają dobrego słuchu, lecz wzrok świetny, i są bardzo silne. Lisołaki nie przejmują się miłością, obdarzają nią tylko swoje rodzeństwo. W przypadku Shinishiego jest Misao. - Rozmarzył się. Widocznie musiała być naprawdę piękna. Potrząsną głową i wrócił do opowiadania. - Nie zachowują się jak rodzeństwo, ale jak para. Dla lisołaków wartością największą są wspomnienia. Tak, wspomnienia. Mają na tym punkcie fioła. Jest coś takiego jak srebrne kule. W nich są wspomnienia gotowe do odczytu. Przykładasz je tutaj. - wskazał dłonią na skroń - I oglądasz. Lisołaki są w wieku pierwotnych, a nawet starsze, ale nie decyduje to o ich sile. Na szczęście.
  Po raz pierwszy spotkałem Shinishiego i Misao dwadzieścia lat temu, kiedy chciałem zabić mojego brata dla miłości pewnej kobiety - Misao. To będzie poplątana historia. Prosiłem tego lisołaka o śmierć Stefana. - Nie mieściło mi się to w głowie. Z oczu od razu potoczyły się łzy. Damon wytarł je nadgarstkiem. - Przepraszam, ale nie chcę nic przed tobą zatajać. - dodał.
  Skinęłam głową na znak, że wszystko w porządku. Czekałam na dalszą część historii, ale nie ciekawiła mnie tak bardzo. Stefan miał umrzeć przez własnego brata? Chciałam wiedzieć więcej.
  - Zgodził się, ale musiałem mu oddać wspomnienia. Chciał mieć nad nimi pełną kontrolę, ale się na to nie zgodziłem. Na szczęście nie było za późno.
  - Dlaczego chciałeś śmierci Stefana? - Spytałam z udawaną obojętnością. Wyczuł to, ale nie zamierzał mi tego zarzucać. Po prostu się uśmiechnął.
  - Bo on też był zakochany w Misao i robił wszystko by przeszła na jego stronę, aby była z nim. Wkrótce znów pojawiłem się u Shinishiego. Poszedłem tam niespodziewanie i zobaczyłem ich razem. Nie wiedziałem o co chodzi, ale postanowiłem sobie odpuścić Poinformowałem o podstępie brata, ale ten najwyraźniej mi nie uwierzył. Uznał, że kłamię, aby wyjechał i żebym mógł prowadzić szczęśliwe życie z Misao, więc wyjechałem sam. I to koniec całej historii.
  Poczułam jak wzbiera we mnie gniew. Furia, której nie mogłam opanować.
  - Czy wy zawsze zakochujecie się w tej samej kobiecie!? - wrzasnęłam - Katherine, Misao...
  - Ty. - Dokończył za mnie.
  Wściekła zbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi na oścież zapominając o słońcu. Poczułam jego palące promienie na swoim ciele. Z wampirzą prędkością znalazłam się pod stołem.
  Damon zszedł po schodach i zamknął drzwi.
  - Chciałaś popełnić samobójstwo, czy zapomniałaś, że utonęłaś? - chciał żartować, ale ode mnie odeszły wszystkie siły, które miały się ku temu przyczynić.

Bonnie:


  - Mam! - Wrzasnęłam szczęśliwie wyciągając książkę mojej prababki - Emily. Niby była już poniszczona, ale nadawała się do użytku. Włożyłam ją pod pachę i zdecydowanym krokiem wyszłam z pomieszczenia. Słyszałam za sobą cichutkie stąpanie Stefana. Tak jakby myślał, że ktoś może tu być, a tak go nie usłyszy.
  Po chwili stanęliśmy przed drzwiami jego samochodu. Otworzył mi drzwi, na co zareagowałam łobuzerskim uśmiechem. Wsiadłam do samochodu i poczekałam na niego.
  Stefan odpalił silnik i ruszył w kierunku pensjonatu. Nie był zbyt rozmowny, a jego twarz nie zdradzała żadnych uczuć. Wyglądał jak z marmuru. Chciałam spytać o co chodzi, ale powstrzymałam się. W głowie ułożyło mi się milion scenariuszy na rozpoczęcie rozmowy, lecz nie miałam odwagi tego zrobić.
  Odetchnęłam głośno. Stefan spojrzał na mnie zaniepokojony.
  - Czy wszystko OK? - spytał. Puściłam to mimo uszu.
  - Martwisz się o Elenę. - To nie było pytanie, ale stwierdzenie.
  - Bonnie... Sama wiesz jak to jest jak najbliższa ci osoba staje się wampirem. - Posmutniałam na wspomnienie o Abby.
  Wampir zauważył moje zakłopotanie.
  - Przepraszam, ale nie wiem jak inaczej ci to wytłumaczyć. - Powiedział łagodnie.
  - Dobrze, rozumiem.
  - No to wiesz jak stracić kogoś bliskiego przez przemianę. Jeśli nie ma się pierścienia jest się tylko nocnym łowcą. Elena jak na razie jest kimś takim, a ja nie chciałem dla niej takiego życia. Powinna być szczęśliwa, a nie... jak to określić... żywy trup? Jak ja. - Zauważyłam jeszcze większy smutek na jego twarzy, ale właśnie parkował na podjeździe przed jego mieszkaniem i nie zwróciłam na to tak wielkiej uwagi.
  Wybiegłam z samochodu jak poparzona i wparowałam do pensjonatu. Po drodze złapałam zadyszkę. Gdy otwarłam drzwi Damon stojący przy oknie nagle się odwrócił i spojrzał na mnie zaskoczony. Czułam się niezręcznie i sama nie wiedziałam czemu tak wyparowałam. Stefan doszedł do nas dopiero teraz. Szedł ludzkim tempem.
  - Gdzie Elena!? - Spytałam prawie krzycząc.
  Damon skinął głową na stół. Spojrzałam w tamtą stronę z zakłopotaniem. Dopiero później uświadomiłam sobie, że moja przyjaciółka jest pod spodem.
  - Co jej zrobiłeś? - teraz już krzyczałam.
  - Nic. chciała się schować przed słońcem do waszego powrotu. - Wzruszył obojętnie ramionami i wyszedł z pokoju.
  Pokręciłam bezradnie głową i podeszłam do stołu. Podniosłam obrus, a Stefan zasłaniał zasłony, aby nic się  jej nie stało. Podał mi pierścionek leżący na stoliku do kawy. Miał chronić Elenę przed słońcem.
  Otworzyłam księgę na odpowiedniej stronie i starannie przeczytałam każde słowo skupiając na nim całą swoją uwagę. Pierścień uniósł się do góry i wirował chwilę w powietrzu po czym opadł. Elena założyła go na palec wskazujący i podeszła powoli do okna. Była odważniejsza od Caroline, która bała się sprawdzić działanie swojego amuletu.
  Uchyliła lekko firankę i wystawiła dłoń na światło słoneczne i... zaczęła się śmiać. Chciała mieć całkowitą pewność i otworzyła okno. Nic się nie działo. Podbiegła do Stefana. Był spięty, ale nie dawał tego po sobie poznać. Sama tego nie wiedziała dopóty, dopóki nie oderwała się od niego.
  - Proszę, nie obwiniaj się. Wiem co czujesz. - Z jej oka niespodziewanie kapnęła łza i spadła na ramię chłopaka.
  Ogarnęła go fala spokoju. Sam nie kontrolował tego co się dzieje jakby było to... Coś nieznanego.
  - Stefanie, dlaczego wokoło ciebie jest coś czerwonego. To coś cię otacza. O, Bonnie ty też to masz, ale twoje jest żółte. Pewnie dlatego nie zauważyłam tego wcześniej. - Co? O czym ona mówiła? Co to mogło być?

_______________________________________________

Mam teraz dylemat. Proszę o pomoc. Nie wiem, czy dalej to pisać. Dlaczego? Niby mam jeszcze kilka pomysłów, ale mało wejść i komentarzy. Jeśli chcecie czytać dalej - napiszcie, a jak nie to nie.

niedziela, 3 czerwca 2012

Rozdział 12 - Kitsune

Damon:


  - Shinishi... - zacząłem.
  - Mów mi Piekielny Shinishi. - Wypowiedział te słowa z dumą. Jak tytuł. Uniósł głowę w górę i uśmiechnął się.
  Pokręciłem głową.
  - A więc.. Piekielny Shinishi... - zacząłem spokojnie. Nie chciałem go zdenerwować, bo wiem jak to się mogło skończyć. - Nie ma tutaj twojej siostry.
  Chociaż.... Nie! Oni razem plus ja równa się śmierć.
  Nagle otwarły się drzwi. Czyżby Misao również szukała brata, a ja byłem pierwszą osobą, która wpadła jej do głowy? Ale to nie była ona. W drzwiach ukazał się mój młodszy brat wraz ze swoją dziewczyną. Była cała mokra i brudna. Oczy miała zapłakane.
  - Co się stało? - Shinishi zdążył rozgościć się już na fotelu.
  - Ona... - zaczął Stefan. - Ona utonęła.
  Moja usta rozwarły się. Nie wierzyłem, czy mój doskonały słuch mnie nie zawodzi. Ale, skoro utonęła, to dlaczego tutaj stoi.
  - Czy ona...
  - Jeszcze nie. - Odpowiedział zanim skończyłem. Czyli zostało jej niewiele życia. Chyba, że zdecyduje się stać się istotą nocy.
  - Jak to się stało? - zapytałem.
  - Gdy zdecydowała z kim chce być poszliśmy do kuchni i ona... Upadła. Nie wiedziałem, czy nie jest za późno i dałem jej swoją krew, a potem Matt chciał ją wywieźć z miasta po tym jak zabrał ją ze szkoły, gdzie uwięził ją Alaric, a raczej jego alter ego.
  - Och, jakie to wzruszające. - Shinishi śmiał się i bił brawo. - Fajna historyjka.
  - Kto to? - zapytała Elena. Odezwała się po raz pierwszy od przyjścia.
  - Jestem Shinishi. Piekielny Shinishi. Tak dokładnie to kitsune, czyli pół lis, pół człowiek. Coś jak wilkołak, tylko ja się zamieniam w lisa.
  Zaskoczyło to moją ukochaną. Czas był już o niej zapomnieć, ale było to takie trudne.

Elena:


  Nie byłam pewna, czy zakończyć przemianę, czy lepiej umrzeć za kilka dni... godzin. W sumie z drugiej strony byłoby to życie po śmierci. Miałabym spokój od Klausa i ogólnie wszystkich, którzy pragnęli mojej krwi. Bonnie. Ona może już nigdy ze mną nie rozmawiać. Nienawidzi wampirów, ale przecież z Caroline potrafiła się porozumieć. Nie zwracała uwagi na "rasę".
 To był mój największy problem dopóty, dopóki nie zaczęłam "rozmowy" z Shinishim. Lisołaki? Jest w ogóle coś takiego?
  - Dobra. Dość tego gramolenia się. - Zabrał głos kitsune. Podszedł do lodówki. Wyciągnął torebkę czegoś czerwonego. Krew. Poczułam jak moje oczy zaczynają pokrywać się w mroku, a kły się wydłużają. Chłopak rzucił tym w moją stronę, a ja odruchowo złapałam. Do moich nozdrzy dostał się cudowny zapach. - Pij. Pożyjesz jakieś sto, tysiąc lat. - Nie zważałam na jego słowa, tylko po prostu zaczęłam pić.
  Do mojego gardła dostał się przepyszny smak. Czułam coś cudownego. Nie mogłam się oderwać, ale mój ukochany oderwał ode mnie woreczek i rzucił na drugą stronę pokoju.
  Nie rozumiałam dlaczego to zrobił, ale dopiero teraz spostrzegłam, że woreczek jest pusty, a za mną stoi Bonnie.
  - Elena? - spytała ze zmarszczonym czołem. Była przestraszona, a z oczu spłynęły jej pierwsze łzy.
  Pięknie. Kto jeszcze tutaj przyjdzie?

Bonnie:


  Po tym, jak Matt chciał wywieźć Elenę z miasta straciłam nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek ją zobaczę, ale nawet w najmroczniejszych zakamarkach mojej podświadomości nie spodziewałam się, że pod taką postacią.
  - Bonnie... - Odepchnęłam od siebie wstrętne myśli o wampirach. Elena i tak jest moją przyjaciółką. Od razu ją przytuliłam. Potrzebowała teraz kogoś.
  Caroline miała przy sobie Stefana, a ja nie byłam godna jej przyjaźni. Unikałam spotkań z nią. Nauczyłam się na własnych błędach. Będę przy Elenie. Ona przy mnie była, gdy dowiedziałam się o czarach.
  - Dziękuję, że przyszłaś. - powiedziała, a na ramieniu poczułam coś mokrego. Chyba zaczęła płakać.
  - Nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że żyjesz. - Uśmiechnęłam się przez łzy.
  - Ja nie lubię takich scen. Spadam. - Usłyszałam nieznajomy głos, ale go zignorowałam. Cieszyłam się powrotem przyjaciółki. Nic nie było aż takie cudowne.
  Elena była bardzo silna. Moja matka po przemianie ugryzła swojego przybranego syna, a Elena nie zrobiła nic podobnego. Nawet o tym n ie pomyślała. Tak mi się przynajmniej wydawało.

________________________________________

Wiem, że krótkie, ale no cóż... Nie wiem jak opisać moje pomysły. Komentujcie! Proszę!

sobota, 26 maja 2012

Rozdział 11 Po śmierci...

Bonnie:


  - Matt! Nie pozwolę Ci jej wywieźć poza miasto! - wrzeszczałam do przyjaciela. Miałam już łzy w oczach, ale do niego nic nie docierało.
  - Nie potrzebuję twojego pozwolenia. Jeszcze dziś ją stąd zabiorę! - wrzasnął. Nie spodziewałam się tego po nim. Ruchy palca wskazującego wyglądały jakby mi groził.
  - Matt, proszę. - Powiedziałam cicho.
  - Nie ma mowy! Ona musi być bezpieczna. - Mój przyjaciel wyszedł z mieszkania i ruszył prawdopodobnie do domu Eleny. Nie mogłam na to pozwolić. Może byłoby to dla niej bezpieczniejsze, ale co jeśli Klaus pojedzie za nią? Co jeśli ją dogoni? Tam będzie sama, a tutaj ma Stefana i Damona. Ma Caroline i mnie. Nie ma mowy. Nie pozwolę mu na to.
  Wybiegłam ze swojego mieszkania i biegłam co sił w nogach do mieszkania Eleny. Co chwila potykałam się o wystające z ziemi kamienie. W tym tempie powinnam dogonić Matta, ale jeśli to się nie działo był samochodem. Na tę myśl biegłam jeszcze szybciej. Nie wiedziałam, że tak potrafię. W końcu dotarłam do mieszkania przyjaciółki i tuż przed wejściem poślizgnęłam się razem z wycieraczką. Otarłam łokieć, ale nie to było najważniejsze.
  Wpadłam do domu Eleny jak burza.
  - Elena! - wrzeszczałam. - Elena, chodź tu! - nic. Cisza. Wybiegłam na górę, ale tam też nikogo nie było.
  Za późno. Byłam wściekła na Matta.

Matt: 


  Gdy dotarłem do domu Eleny nie było jej tam. Pojechałem teraz do posiadłości Salvatore'ów, ale też nikogo nie zastałem. Do głowy przyszedł mi jeszcze jeden pomysł - szkoła. Wątpiłem, że tam jest, ale jeśli Alaric przedstawia jej swój plan na pozbycie się pierwotnych to był to strzał w dziesiątkę.
  Nacisnąłem gaz i po kilku minutach znalazłem się pod budynkiem nauczania. Wyparowałem jak najszybciej i przeszukałem wszystkie klasy. W końcu dotarłem do pomieszczenia, w którym odbywały się lekcje Rica.
  Nie wierzyłem własnym oczom. Elena siedziała w ławce i płakała.
  - Co się stało!? - podbiegłam do niej i przykucnąłem obok.
  - Alaric... On... On chce zabić Klausa... A z nim Stefana... I Damona... - mówiła przed łzy.
  - Nie bój się. Zabieram cię stąd. - wziąłem dziewczynę na ręce i wybiegłem ze szkoły jak burza. Wsadziłem ją do samochodu i pojechałem.
  Na początku wpatrywała się niewidzącym wzrokiem w szybę, aż w końcu otrzepała głowę i powiedziała:
  - Czy to na pewno droga do Mystic Falls? - spytała marszcząc brwi. Nie wiedziałem co jej odpowiedzieć, ale chyba powinna znać prawdę.
  - Nie. Zabieram cię z miasta. - odpowiedziałem chłodno, choć tego nie zamierzałem.
  - Co!? - wrzasnęła z niedowierzaniem. - Zawróć! Musimy pomóc Stefanowi, Caroline! Damonowi! Musimy ich uratować! - wrzeszczała przez łzy. Właśnie przejeżdżaliśmy przez most Vicery Bridge. Chciałem zawrócić. W około było pusto, więc nie sprawiłoby to problemów na drodze. Zwolniłem i zakręciłem na środku ulicy robiąc łuk.
  Nagle coś się stało. Samochód zatańczył na drodze i rozbił drewnianą barierę na moście. Wylądowaliśmy w rzece. Elena zapiszczała, ale było to raczej odruchowo niż ze strachu. Nagle auto zatopiło się w wodzie. Razem z przyjaciółką szarpnęliśmy pasy. Mój oderwał się bez problemów, ale jej nawet nie drgnął.
  Próbowałem kopać drzwi zostawiając jej samodzielne uwolnienie się. Kopnąłem jeszcze mocniej, aż drgnęły, ale jeszcze się nie otworzyły. Kopnąłem po raz kolejny, aż otworzyły się z taką siłą, że aż oderwały od samochodu. Zacząłem majstrować przy pasie bezpieczeństwa Eleny, ale nic nie pomagało.
  Poczułem brak powietrza. Jeszcze chwila i bym się utopił. Wypłynąłem na powierzchnię i nabrałem powietrza. Wróciłem po przyjaciółkę, lecz było już za późno. Leżała bezwładnie na fotelu.
  Usłyszałem głuchy plusk. Ktoś wskoczył do wody i podpłynął do samochodu. Szarpnął mocniej pas Eleny i nareszcie była wolna. Stefan zabrał ją na górę i położył na ziemi. Obok rzeki.
  Siedziałem obok niej i potrząsałem nią, ale Stefan zachowywał spokój.
  - Zostaw ją. Nic jej nie będzie. - Pomimo tego spokoju w jego oczach była rozpacz. Jak mógł tak się zachowywać? Jego dziewczyna nie żyje, a on jest spokojny. Dopiero teraz zrozumiałem o co chodzi.
  - Ona... Będzie...
  - Tak. - Odpowiedział ze smutkiem.
  - Kiedy...?
  - Po tym gdy wybrała z kim chce być poszliśmy do kuchni, a ona upadła i nie wiedziałem co mam zrobić. Chciałem dzwonić na pogotowie, ale mogło być za późno.
  Elena wyprostowała się jak struna i patrzyła to na mnie to na niego.
  - Czy... Ja... Jestem wampirem? - spytała przerażona. Stefan tylko skinął głową.
  Dziewczynie z oczu popłynęły łzy.
  - Cii... - uspokajał ją Stefan przytulając mocno do siebie.

Damon:


  Chodziłem po salonie domostwa popijając whisky, aż nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Może to Stefan, albo Alaric chce mnie zabić? Zaśmiałem się i otworzyłem je powoli.
  Nie wierzyłem własnym oczom. Przed drzwiami stał chłopak z kruczoczarnymi włosami takiej długości jak u Stefana, ale były one zakończone na krwisto-czerwono. Shinishi.
  - Gdzie moja siostra!? - wrzasnął pchając mnie do ściany. Nie potrzebował zaproszenia do mieszkania.
  - Skąd mogę to wiedzieć!? - krzyknąłem z drugiego końca sali.

__________________________________________

Przepraszam, że tak źle opisane. Nie jestem z niego zadowolona, ale liczę na wasze komentarze.

poniedziałek, 21 maja 2012

Rozdział 10 - Znajomy Nieznajomy

Damon:


  Alaric wpatrywał się we mnie z zadziornym uśmiechem. Czułem, że zaraz mnie zaatakuje i nie myliłem się. Gdy próbowałem wstać z ziemi mężczyzna w wampirzym tempie znalazł się przy mnie i prawie wbił we mnie kołek.
  - Co ty z nim zrobiłaś!? - wrzasnąłem do Esther.
  - Prawdziwego łowcę wampirów. - Odpowiedziała, a ja w wampirzym tempie uciekłem. Lubię być żywym trupem.
  Kilka sekund i już otwierałem drzwi do mojego pensjonatu. Niestety musiałem go dzielić z bratem, a teraz prawdopodobnie jeszcze z Eleną. Wszedłem po cichutku do środka i nalałem sobie whisky.
  Rozsiadłem się wygodnie na fotelu i zacząłem rozmyślać. Skoro ten kołek jest jednorazowy, to dlaczego mnie zaatakował? Nie łatwiej byłoby mu zabić Klausa? Gdyby to zrobił to zginąłbym ja i Stefan i ogólnie wszystkie wampiry z tego rodu.
  Musiało coś się stać. Esther musiała coś z nim zrobić. Skoro go przemieniła na pewno miała plan. Tak potężna czarownica może prawie wszystko. Prawie, bo nikt nie jest wszechmocny.
  Nagle do pokoju weszła Elena na rękach Stefana. Była uśmiechnięta, ale w oczach miała rozpacz. Prawie niewidoczną. Na mój widok od razu zeskoczyła z jego ramion i przybiegła do mnie. Przytuliła mnie mocno, a ja zmieszany odłożyłem whisky. Zastanawiałem się co począć z rękami, aż w końcu pozwoliłem im spocząć na plecach pięknej dziewczyny.
  Na ramieniu poczułem coś mokrego.
  - Ty... Ty płaczesz!? - spytałem niepewnie.
  - To, ze szczęścia, że w końcu jesteś. - Próbowała się uśmiechnąć, ale było to równie żałosne jak to kłamstwo.
  - Eleno, powiedz prawdę. - Próbowałem ją przekonać do mówienia, ale ona tylko wpatrywała się we mnie niewidzącym wzrokiem i oddychała głęboko. Łzy kapały jej z kącików oczu. W końcu spuściła głowę i po sekundzie spojrzała na mnie.
  - Ja... Ja nie chcę żebyś odchodził. Kocham Stefana, ale ty również jesteś dla mnie ważny. - łzy przeszkadzały jej w sensownej wypowiedzi.
  - Nie odejdę. - chwyciłem jej twarz i wpatrzyłem się głęboko w oczy. Otarłem powoli łzy i spojrzałem jeszcze raz na jej mokrą twarz.
  Nie zwróciłem uwagi na to, że Stefan stoi z boku i spokojnie przygląda się nam. Ufa jej. Ja nigdy nie mógłbym się zdobyć na coś takiego. Chłopak stał przy ścianie z założonymi rękami i uśmiechem na twarzy. Wpatrywał się w nas i czekał, aż Elena do niego podejdzie.
  - Ktoś na Ciebie czeka.- Uśmiechnąłem się cicho do dziewczyny ocierając niesforną łzę, która wypłynęła z jej oka.
  - Stefan... On rozumie. - Odezwała się po kilku sekundach. Nastała głucha cisza, którą przerwała moja ukochana - On mnie kocha i mi ufa, i on też nie chce Cię stracić. - Mówiła cichutko, jakby to był jakiś sekret.
  - Wiem. - Zaśmiałem się spoglądając na fotel. - Znam go od 162 lat. - Na te słowa dziewczyna się uśmiechnęła. - Ale nie powinnaś siedzieć na moich kolanach mając niedaleko siebie ukochanego.
  Dopiero teraz spostrzegłem, że wygodnie siedzi na moich kolanach. Ona najwidoczniej też, bo spojrzała w dół. Szybko wstała speszona i zmieszana. Podeszła do Stefana i cmoknęła go w policzek. Wyszli, ale Elena odwróciła się do mnie jeszcze w drzwiach. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech i teraz wiem, że nie mogę stąd wyjechać. Ona mnie potrzebuje, a ja jej.

Elena: 


  Poszłam ze Stefanem do garażu. Chcieliśmy jechać na polanę, gdzie będziemy mogli pooglądać gwiazdy i rozmawiać w świetle księżyca, ale drogę zastąpił nam Klaus.
  - Czego chcesz!? - warknął Stefan okrywając mnie całym ciałem. Dopiero po chwili zrozumiał, że Klaus mi nic nie zrobi. Pozwolił mi spojrzeć co się dzieje.
  - Esther ma jakiś "cudowny" plan, który mamy rozumieć jako: "Jak zniszczyć wampiry?" Nie wiem jeszcze co to, ale się dowiemy.
  - My? - spytał Stefan.
  - Jeśli ja umrę to wy też. - zaśmiał się i zmierzył do wyjścia, ale drogę zastąpił mu nauczyciel historii - Alaric Saltzman. Cieszyłam się na jego widok, ale tylko przez chwilę.
  - Chcę przejść. - Odezwał się gniewnie Klaus. Mężczyzna nie schodził mu z drogi. Wściekły zaatakował go.
  - Nie! - Wrzasnęłam, ale Alaric zrobił unik i wymierzył kołek w serce pierwotnego. Od ciosu powstrzymał go Stefan. Zdziwił mnie ten widok.
  Po kilku sekundach czułam wiatr na skórze. Ric gdzieś mnie niósł. Trzymał mnie pod jedną ręką i poruszał się z taką szybkością. Jak... głośniej przełknęłam ślinę. Sama nie mogłam w to uwierzyć. Jak wampir. Był bardzo szybki i silny. Gdy próbowałam coś powiedzieć, jakoś zaprotestować warknął na mnie.
  Znaleźliśmy się w szkole. Alaric zaprowadził mnie do swojej klasy i agresywnie posadził na ławce.
  - Ric, co ty wyprawiasz? - spytałam łagodnym tonem.
  - Siedź cicho! - warknął, że aż podskoczyłam. Byłam zdziwiona.
  Dopiero teraz do mojego umysłu dotarła myśl, że to nie jest Alaric. To jego alter ego... w wampirzym wydaniu. Bałam się go bardziej niż kogokolwiek innego. Bałam się, że już nigdy nie spotkam Rica. Tego prawdziwego i kochanego
  - Kto Ci to zrobił? - spytałam cichutko.
  - Zmienił mnie w łowcę wampirów? - odpowiedział pytanie na pytanie. - Esther. - dodał.
  - Dlaczego?
  - Bo chciała, abym stał się tym, kim chciałem się stać. Łowca wampirów, którego przyjaciółmi i ukochana to wampiry, a dziewczyna, którą musi się zająć przyjaźni się z nimi.
  Mówił to z obrzydzeniem.
  - Wychodzę, ale tu wrócę, a ty jeśli wyjdziesz, zabiję Caroline, Tylera, Matta i Jeremy'ego. - Groził mi? Chciałam coś powiedzieć, ale jego już nie było. Rozglądnęłam się tylko po pustej sali i położyłam głowę na ławce.

______________________________

Piszcie, czy wam się podoba. Potrzebuję waszych opinii. Tylko one zachęcają mnie do dalszego pisania. Jak  nie ma komentarzy, to zastanawiam się, czy ktoś to czyta i czy nie usunąć.

środa, 16 maja 2012

Rozdział 9 - Trudny wybór

Damon:


  - Eleno, Eleno co Ci jest? - pukałem do drzwi pokoju ukochanej. Nie mogłem znieść myśli, że ktoś może tam się zjawić i jej coś zrobić. Na myśl o tym zacząłem walić szybciej i mocniej. Zachowywałem się jak Stefan, który stał obok i próbował mnie oderwać.
  Pomyślałem racjonalnie. Jak Damon. Nacisnąłem klamkę i podziałało. Drewniane drzwi otwarły się na oścież,  a za nimi, na łóżku zauważyłem Elenę. Siedziała skulona i kiwała się zwrócona w stronę otwartego okna. Nuciła pod nosem jakąś melodię, a z oczu wylewało się jej morze łez. Nie mogłem na to patrzyć. Wpadłem do pokoju i przytuliłem ją.
  Ku mojemu zdziwieniu odepchnęła mnie. Zasmuciło mnie to, ale wykonałem jej "prośbę". Stefan dawał jej więcej swobody. Stał z boku. Pozwolił jej wybrać do kogo zechce się przytulić, u kogo wypłakać.
  - Eleno, co się stało? - spytałem po chwili milczenia. Starałem się być cichy i delikatny. Nie chciałem naciskać.
  - Nie mogę mieć Was obu, choć bardzo chcę. Nie chcę Was stracić, ale nie mogę nie dawać Wam wyboru. Muszę wybrać, ale sama nie wiem jak, kogo. Kocham Was obu, ale muszę podążyć za sercem. Muszę, żebyście byli wolni. Nie możecie być uzależnieni od mojego wyboru. Nie chcę Was stracić, chcę mieć was przy sobie. Damonie... - nareszcie się poruszyła. Odwróciła się w moją stronę i rzekła cichutko - przepraszam, ale moje najsilniejsze uczucie nie wybiera Ciebie. Może... - przerwała. - Może gdybym spotkała Cię pierwszego... - znów nie skończyła wypowiedzi. Spochmurniałem. Czułem się źle. Cała moja miłość była skierowana do niej, a ona ją odrzuciła. Przecież by mnie nie wybrała. I tak.
  - Stefanie... - Elena zwróciła się do mojego brata.
  - Co mówi o mnie Twoje uczucie? - spytał.
  - Mówi, że Cię potrzebuję. Nadałeś sens mojemu życiu. Tylko dzięki Tobie chciałam wstawać rano i żyć dalej. - Dziewczyna wstała cichutko z łóżka i zbliżała się do niego. Patrzyli sobie w oczy i zbliżali powoli do siebie. Nie odzywałem się. To był jej wybór i nie mogę tego zniszczyć. - Przyniosłeś mi nadzieję, nadzieję na nowe życie... Lepsze życie. Ty dałeś mi szczęście.
  Stali blisko siebie, a ja byłem wściekły, ale nie mogłem im przerwać. Po prostu wybiegłem przez okno. Pewnie tego nie zauważyli. I dobrze. Przynajmniej nie będę się przejmował, że im przerwałem.

Elena:


  Teraz już dobrze wiedziałam co czuję. Kogo kocham. Stefana. Nie mogłabym go zostawić. Do końca życia czułabym pustkę. Moje serce byłoby samotne, ale gdy Damon uciekł zrobiło mi się go żal. Chciałabym, żeby był przy mnie, ale jako przyjaciel. Blisko, ale nie za blisko.
  Chciałabym, żeby tu wrócił. Nie mogę go stracić. Nie chcę! Mimo miłości do Stefana, on był moim przyjacielem.
  Podbiegłam do okna krzycząc:
  - Damon! Damon! Gdzie jesteś!? Wróć tutaj! - wrzeszczałam przez łzy, które jeszcze nie wyschły z mojej przemowy.
  - Eleno, zostaw go. On wróci. - Przekonywał mnie Stefan łagodnie, ale ja i tak nie wierzyłam w to co mówi.
  Cudem odciągnął mnie od okna i spojrzał głęboko w oczy. Przyglądał się im jak najcenniejszym perłom na świecie. Spuściłam wzrok niepewna dlaczego to zrobiłam. Uniósł moją twarz za podbródek i jeszcze raz spojrzał głęboko w oczy.
  - Co się stało? - spytał troskliwie.
  - Nic... - próbowałam go o tym przekonać, ale nie wierzył.
  - Nie chcesz, żeby odchodził. - Powiedział Stefan łagodnie. - Rozumiem. - Dodał. W moich oczach pojawiła się iskierka nadziei. Zrozumie to co czuję do jego brata.
  - Stefanie, kocham Ciebie. Damon jest moim przyjacielem. Nie chcę, żeby odszedł. - Powiedziałam pewnie. Uwierzył mi. Od początku darzył mnie wielkim zaufaniem i miłością.

Damon:


  Chodziłem ciemnymi ulicami mrocznego miasta i natykałem się na przypadkowych przechodniów. Większość z nich to były szczęśliwe pary. Nie rozumiem. Oni chodzą tu zawsze i ich nie zauważamy? Czy chodzą tu wtedy, gdy wszyscy mamy doła, bo ktoś dał nam kosza?
  Pokiwałem smutnie głową i skręciłem do lasu. Spacerowałem chwilę, aż moje bystre uszy dostrzegły szmer dochodzący z... z daleka. Zbliżyłem się tam jak najszybciej i okazało się, że to było zaklęcie. Bonnie nadal ćwiczy? Ta myśl szybko odeszła z mojej głowy, ponieważ aksamitny głos należał do Esther.
  Zbliżyłem się po cichu, a ona wlała jakiś płyn do miski. Czerwony. To musiała być krew Eleny.
  W tym momencie dostrzegłem coś, a raczej kogoś, kogo powinienem był zauważyć wcześniej. Alaric. Stał posłusznie przed miską, a na jego ustach malował się promienisty uśmiech.
  Nagle czarownica przebiła mu serce nożem. Po jakimś czasie odzyskał przytomność.
  - Co...? Gdzie...? Co ze mną zrobiłaś!? - pytał przerażony rozglądając się wokoło i przesuwając do ściany.
  - Prawdziwego łowcę wampirów. - Mój przyjaciel zrobił dziwną minę, a potem zmieniła się ona w zdziwioną z nutką wściekłości. Dobrze wiedział kim teraz jest.
  - Wampir... - westchnął cicho.
  Esther wzięła nóż którym go zabiła i przecięła sobie dłoń. Zbliżyła mu ją do ust...
  - Nie! - wrzasnąłem i zaatakowałem kobietę. Odepchnęła mnie wstając pospiesznie i wypowiadając zaklęcie. Moją głowę przekuło miliony szpilek zanurzonych w werbenie. Nienawidziłem tego zaklęcia. Sprawiało taki ból. Podczas gdy ja zwijałem się z bólu i krzyczałem na ziemi Esther zdążyła nakarmić krwią Alarica. Dlaczego ona to zrobiła!?
  - Idź i zabij moje dzieci. - Wręczyła mu jakiś dziwny kołek. Jeżeli da się nim zabić pierwotnego, wystarczy tylko na jeden raz. Mam nadzieję, że to nie będzie Klaus. Nauczyciel stał wyprostowany z pewną miną i nogą wysuniętą w przód. Mocno i dumnie trzymał kołek.

___________________________________________

Przepraszam, że tak późno, ale miałam dużo sprawdzianów. Komentujcie!

sobota, 12 maja 2012

Rozdział 8 - Do ataku!

Esther:


  Z gracją przeszłam się po zakurzonym pomieszczeniu dotykając opuszkami palców mebli pokonywanych po drodze. Uniosłam palce przed oczy i zobaczyłam, że moje palce są szare. Zaśmiałam się sama do siebie i otrzepałam dłonie. Wzięłam kołek z białego dębu i dokładnie go zbadałam wzrokiem. Odłożyłam go na miejsce. Teraz potrzebuję kogoś kto dokona tego czynu.
  Usłyszałam jakiś hałas na dworze. Wyszłam i spostrzegłam... pustkę. Nie było nikogo. Usłyszałam szelest. Wampirzy bieg. Tylko one są takie szybkie. Chciałam wrócić do środka, lecz spostrzegłam znajome rysy. Smukłą budowę twarzy z podwójnym podbródkiem pokrywał rudawy meszek. Na jego głowie były idealnie przycięte, rude loki. Na jego pełnych ustach pojawił się szeroki uśmiech. Ręce miał złożone. Opierał się o ścianę z uniesioną nogą.
  - Witaj mamo. - Odezwał się wreszcie.
  - Klaus... - Powiedziałam półszeptem. Byłam zdziwiona. Skąd w ogóle wie, że tu jestem.
  - Och, Esther... Myślałaś, że jestem aż taki głupi? - Nie zważał na moje słowa. - Myślałaś, że nie zauważę twojej obecności? - kontynuował wypowiedź.
  Klaus odepchnął się od ściany nie rozkładając rąk. Zbliżył się do mnie.
  - Dobrze wiesz, że już raz odebrałem Ci życie... - zaczął po chwili milczenia.
  - Bezlitośnie wyrwałeś mi serce, Niklausie. - powiedziałam ostro krzyżując ręce na piersi. Zaśmiał się z tego czynu. Dobrze wiedziałam, że mogę użyć mocy, ale nie byłam pewna, czy to zadziała. Zaklęcie, które rzuciłam na broń przeciwko moim wampirzym dzieciom wyczerpało mnie.
  - Dobrze wiesz, że mogę zrobić to jeszcze raz - nasze twarze dzieliły milimetry. To był mój syn. Nie mogłam teraz nic zrobić. - Esther. - dodał z sarkazmem.
  Odeszłam o kilka kroków w tył. Znów się zaśmiał.
  - Nie uda Ci się. - Powiedziałam pewnie. Zaczęłam wypowiadać zaklęcie, którego działania nie byłam pewna. W pewnej chwili mój syn rzucił się na mnie z warkotem, ale moje słowa go powstrzymały. Wylądował na ziemi zwijając się z bólu. Klaus zaczął pluć krwią. Na początku się ucieszyłam, ale nagle moje serce zmiękło. Przykucnęłam przy nim, a łzy zaczęły mi powoli cieknąć.
  Nie chciałam, żeby umarł, ale mój syn nie czuł tego samego do mnie. Chwycił moją nogę i pociągnął do siebie. Upadłam uderzając się w głowę. Krew zaczęła farbować moje blond włosy na czerwono. Jako czarownicy, nie zrobiło mi to nic, ale Klaus wstał i podszedł do mnie chwiejnym krokiem. Mimo tego jak wyglądał zdobył się na uśmiech.
  - Powtórzymy to co stało się tysiąc lat temu? - przykucnął obok mnie.
  - Klaus... - i już go nie było. Nie wiedziałam co się stało. Po prostu zniknął. Wstałam i otarłam głowę. Na mojej ręce zobaczyłam świeżą krew.

Elena:


  Leżałam chwilę nieruchomo na łóżku. Nie mogłam zasnąć. Wierciłam się jak szalona. Cała kołdra była zmięta, a ja nie wiedziałam, że potrafię się ustawić w takich pozycjach. Zeszłam na chwilę na dół. Spostrzegłam tam Damona pijącego whisky. Jak zawsze. Pomyślałam kiwając głową.
  Zastanawiałam się gdzie jest Stefan. Starszy Salvatore jest już pewnie pijany. Tak mi się tylko zdawało. Nie wiedziałam, że wypowiedziałam to na głos.
  - Nie bój się. Jestem trzeźwy.
  Zdziwiłam się i przełożyłam niesforny kosmyk włosów za ucho.
  - Świetnie. - Uśmiechnęłam się sztucznie.
  Potrzebowałam tych chwil, które spędziłam ze Stefanem. Jego miłość była mi potrzebna. Tak bardzo go kochałam. On pojawił się przy mnie gdy potrzebowałam miłości. Nadał sens mojemu życiu. Sprawił, że znów potrafiłam kochać. Potrafiłam... ufać ludziom.
  Damon był moim przyjacielem. Nie uważałam go za nikogo innego. Przez jakiś czas czułam coś więcej, ale z czasem ponownie obudziły się we mnie uczucia do Stefana. Nie chciałam wybierać. Nie mogłam stracić ich obu.
  Dopiero teraz spostrzegłam, że stoję w holu, a z oczu ciekną mi łzy. Gdy się ocknęłam szybko je otarłam i spostrzegłam, że wtulam się w obydwóch braci.
  - Przepraszam... - szepnęłam niesłyszalnie dla ludzi, lecz ich bystre, wampirze uszy usłyszały moje szczere słowo.
  - Za co? - spytał Stefan nie puszczając mnie z objęć.
  - Za to, że nie potrafię wybrać. że nie potrafię pozwolić jednemu z was odejść. - Po tych słowach łzy popłynęły szybciej.
  Przytulali mnie zmieszani, aż wreszcie odeszłam o kilka kroków w tył. Wybiegłam z pokoju i rzuciłam się na łóżku, a rzęsiste łzy płynęły po policzkach.

__________________________________________

Przepraszam, że tak późno. Chciałabym prosić was o komentarze. Bez nich nie chce mi się pracować, a więc bardzo was proszę.

wtorek, 8 maja 2012

Rozdział 7 - Broń

Elena :

  - Damon, przestań! - wrzasnęłam na całe gardło. Nie zważałam, że ktoś nas może usłyszeć. - Nie wiem co zrobiłam, ale na pewno nic nie stało mi się po drodze! - prychnął. Objął mnie mocno w talii prawą ręką i zeskoczył z gałęzi. Spadaliśmy w świetle gwiazd i księżyca. Moje włosy uniosły się ku górze. Mimo strachu jaki mi towarzyszył, że mnie upuści, spadnę, nie utrzyma równowagi, nie wypowiedziałam ani jednego słowa. W końcu stanęliśmy na ziemi. Odsunęłam się od niego na kilka centymetrów.
  - Bałaś się? - spytał unosząc jeden kącik ust do góry w uśmiechu. Wpatrywał się w moje brązowe oczy, a ja nie do końca wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Chciałam jak najszybciej znaleźć się przy Stefanie.
  - Nie! - odpowiedziałam dzielnie, stając prosto jak struna. Uniosłam głowę dumnie do góry i poprawiłam bluzkę. - Chodźmy stąd już. - dodałam po chwili milczenia. Zmierzyłam w stronę drogi. W oddali było widać tylko dom Bonnie. Nie przejmowałam się tym widokiem. Ten dom widziałam już wiele razy. 
  Brakowało mi tam tylko mojej ulubionej czarownicy z długimi, kasztanowymi falowanymi włosami i ciemną karnacją. Tęskniłam za jej brązowymi, średniej wielkości oczami. Nie widziałam jej kilka dni, a już myślałam, że to wieczność. 
  Zastanawiało mnie również, co się dzieje z moją wspaniałą wampirzycą, z prostymi blond włosami po łopatki i małymi, niebieskimi oczami. Brakowało mi jej szczerego uśmiechu, którego nie widziałam od wczoraj.   
  Odwróciłam się spoglądając na Damona. Szedł za mną posłusznie wpatrując się we mnie. Chyba oczekiwał jakiejś reakcji. "O nie, nie licz na to." Pomyślałam i prychnęłam. Odwróciłam głowę wpatrując się przed siebie. 
  - Z czego się śmiejesz? - spytał z nieskrywaną ciekawością w głosie. Zastanawiałam się co mu powiedzieć.
  - Nie musisz się na mnie gapić przez całą drogę. - Powiedziałam nie zważając na jego pytanie.
  Wampir nagle zjawił się przede mną tak blisko, że dzieliły nas milimetry. Chwycił moje malutkie dłonie zamykając je w swoich i przyciskając do klatki piersiowej. Wpatrywał się uważnie w moje oczy. Na początku robiłam to samo, ale nagle odwróciłam wzrok.
  Chciałam zabrać moje dłonie, ale trzymał je tak mocno, że starałam się go tylko wyminąć. Przeszłam obok, a on zdumiony wpatrywał się w to co zrobiłam. Widocznie jeszcze żadna dziewczyna się mu nie oparła, ale dobrze wie, że ja nie jestem jak wszystkie dziewczyny. 
  
***

  Po długiej drodze znaleźliśmy się przed pensjonatem. Ucieszyłam się. Będę miała może chwilę spokoju.
Powoli zbliżałam się do wejścia. Damon z wampirzą prędkością znalazł się przede mną i otworzył drzwi. Uśmiechnęłam się i skinęłam głową na podziękowanie.
  W salonie siedział Stefan popijając whisky. Na mój widok poderwał się i odłożył trunk. Uśmiechnął się szczerze i podszedł do mnie i Damona. Dziwiło mnie, że działam na nich aż tak. Nie chciałam tego. Wolałam gdy byli swobodni i nie musieli o mnie walczyć.
  Nie potrafiłam określić swoich uczuć, ale wiedziałam co czują do Stefana. Postanowiłam, dla świętego spokoju udawać zmęczoną. Przymrużyłam oczy i dotknęłam prawą ręką czoła. Zaczęłam wlec się na kanapę, a gdy dotarłam upadłam na nią "wyczerpana". 
  - Nie wiem jak wy, ale ja idę spać. - Powiedziałam próbując się podnieść. Ruszyłam w stronę któregoś wolnego pokoju i położyłam się w łóżku.

Esther:

  Elena jest taka naiwna. Jako daploeger powinna być bardziej uważna. Tak łatwo zdobyć coś co ma tylko ona. Krew sobowtóra. Ktoś w końcu musi zabić Klausa, a razem z nim resztę moich dzieci. 
  Unosiłam nad dłońmi kilkanaście kropel krwi Eleny. Nie mogłam już dłużej tego robić, więc chwyciłam szklankę stojącą na stoliku i przelałam tam płyn. 
  Teraz potrzebuję pierścienia Alarica. Z gracją ruszyłam do jego mieszkania. Jako potężna czarownica nie obawiałam się nikogo. Praiwie. Bałam się tylko, że Niklaus i Rebekah mnie zauważą. Lepiej żeby myśleli, że uciekłam i nie wrócę. 
  Podążałam ulicą Mystic Falls. Po chwili widziałam z daleka dom nauczyciela historii, przed którym stałam kilka minut później i wypowiadałam zaklęcie, dzięki któremu pierścień znalazł się w mojej dłoni. Uśmiechnęłam się złośliwie.
  - Dziękuję. - szepnęłam odwracając się. 
  Odeszłam z tamtego miejsca bardzo szybko, ale i z wielką gracją. Wracałam tą samą drogą, ale teraz pokonywałam ją szybciej. Kilka minut i stałam w lesie. Już z daleka widziałam "Miejsce Śmierci Stu Czarownic". Dla mnie brzmiało to jak tytuł. Weszłam do środka zadowolona ze zdobyczy. 
  Ołtarzyk na którym miało się wszystko odbyć był gotowy. Żelazna miska stała na drewnianym, malutkim i okrągłym stoliku. Obok był kołek, który mógł zabić pierwotnego i krew Eleny. 
  W całym pomieszczeniu było ciemno. Ściany wyglądały jakby odbijały blask ognia. Cały pokój był rozświetlony na pomarańczowo. Stare, połamane meble przeniosłam do rogów, aby nie przeszkadzały mi w pracy, więc było tu wiele przestrzeni. 
  Podeszłam do ołtarzyka i wrzuciłam pierścień do miski. Wydobył się brzdęk i od razu zaczęłam wypowiadać łacińskie zaklęcie. W żelaznym naczyniu pojawił się ogień. Płomienie tańczyły w kółko wykonując różne kombinacje. Dolałam ciemno-czerwonego płynu. Całość wybuchła nie przynosząc szkód. Wypowiadałam słowa głośniej. Już prawie krzyczałam. Nagle ogień zgasł, a w naczyniu był tylko gęsty, srebrno-czerwony płyn. Uniosłam powoli kołek i zanurzyłam w nim. 
  Drewno zabłysło na złoty kolor i ciecz zaczęła się rozprzestrzeniać. Pokryła całą broń. Teraz mogę już ich zabić.

___________________________________________________

Wypowiedź Esther mi nie wyszła. Przepraszam. Nie umiałam tego opisać. Trudno było mi wcielić się w nią. Piszcie, czy wam się podobało. Liczę na wasze komentarze. Tylko one mnie motywują. Bardzo was proszę! Komentujcie!

sobota, 5 maja 2012

Rozdział 6 - Bez strachu

Elena :


  Esther stała w pokoju Stefana . Była taka poważna . Stała prosto , nie pozwoliła sobie zgarbić się . Miała uniesioną w górę głowę jakby dumną . Przeszywała mnie spojrzeniem swoich niebieskich oczu . Przy niej czułam się mała . Nikim . Poczułam to jeszcze mocniej i oddychałam głośniej . Starałam się to opanować , ale bałam się bardziej niż zwykle .
  Zamknęłam cicho wielkie , drewniane drzwi . Wiedziałam , że jeśli Damon i Stefan usłyszą Esther przybiegną tu i nie dadzą jej dojść do słowa .
  - Tylko proszę , mów cicho . - Szepnęłam spokojnie . Nie wiem jakim cudem udało mi się go zachować , ale to było naprawdę trudne .
  - Dobrze . - Czarownica nawet gdy szeptała miała cudowny głos . Taki aksamitny i wysoki . Mówiła z wielką gracją i dumą .
  - A więc czego ode mnie chcesz ? - spytałam szeptem patrząc na nią spode łba . Nie była tym zachwycona , więc z gracją chodziła po pomieszczeniu dotykając mebli opuszkami palców .
  - Dobrze wiesz jak potrzebuję Twojej krwi ... - zaczęła nawet na mnie nie spoglądając . - jeśli chcę stworzyć kogoś równie silnego jak moje dzieci ...
  - Nie oddam Ci krwi po to byś zabiła wszystkie wampiry . Nie wszystkie są złe ... - przerwałam jej  , a ona zrobiła to samo .
  - Z tym sobie poradzę. - powiedziała tajemniczo i odeszła .
  W tym momencie przypomniałam sobie o przyjaciółce , której dawno nie widziałam . Dokładnie to od przemiany Alarica . Bonnie . Co się z nią stało . Zbiegłam na dół i zobaczyłam , że Stefan i Damon rozmawiają . Nie chciałam im przeszkadzać .
  Musiałam stąd wyjść w bezpieczne miejsce . To brzmiało dziwnie , bo przecież przy nich byłam bezpieczna jak nikt inny przy nikim innym .
  Wyszłam przez drzwi garażowe . Gdy je otwierałam wydostał się taki głośny skrzek , że myślałam , że za chwilę ktoś tu zbiegnie , więc poczęłam uciekać . Byle przed siebie . Nie patrząc na nic . Kilka razy wpadłam w drzewo zastanawiając się skąd się tu wzięło . Nie zważałam na to .
 Biegłam wprost przed siebie . Wokoło słyszałam tylko bicie mojego serca , które reagowało na wysiłek i kroki stawiane jeden przed drugim .
  Po chwili stanęłam przed wejściem domu Bonnie . Podbiegłam do białych , małych drzwi i pukałam w nie żałośnie . Chciałam by je otworzyła i teraz waliłam mocno i krzyczałam . Nikt nie przychodził . Pewnie znaczyło to , że jest tam pusto .
  - Bonnie , to ja , Elena ! - wrzeszczałam rozpaczliwie .
  Po chwili ktoś stanął za mną . Gdy się odwróciłam poczułam tylko lekki wiaterek i nikogo innego . Dalej biłam w drzwi ignorując to co stało się wcześniej . Poczułam czyjąś obecność , ale nie było nikogo . Rozglądnęłam się i zeszłam ze śnieżno-białej werandy Bennettów . Odeszłam kilka kroków i patrzyłam w kółko .
  Po jakimś czasie rozglądania się ktoś chwycił mnie w talii i posadził na wysokiej gałęzi drzewa . Byłam przerażona . Oddychałam szybciej i głębiej , ale nie mogłam złapać powietrza . Włożyłam w to więcej siły i po chwili zauważyłam Damona siedzącego na gałęzi obok i śmiejącego się . Wpatrywał się we mnie .
  Nie byłam pewna , czy to on , więc wyciągnęłam rękę i dotknęłam czubka jego nosa delikatnie przesuwając palce . Uśmiechnął się lekko . Czułam , że zaraz się rozpłynie , zniknie . Odetchnęłam z ulgą , gdy siedział bez ruchu i nie zmieniał się w kogoś innego .
  - Mama nie nauczyła Cię , że nie wolno uciekać z domu ? - spytał . Cały Damon . Zawsze znajdzie czas na żarty .
  Odgarnęłam włosy za ucho i spostrzegłam coś dziwnego . Spojrzałam na rękę i zobaczyłam ranę . Jak od ukłucia . Pewnie skaleczyłam się po drodze . Pomyślałam , ale to nie było zbyt możliwe . Raczej unikałam drzew , a rana wyglądała jak przecięta nożem .
  Damon chwycił moją dłoń i spojrzał na nią ze zdziwieniem . Otarł ją chusteczką , którą wyciągnął z kieszeni .
  - Co Ci się stało ? - spytał spoglądając to na mnie , to na ranę .
  - Nie wiem . - Nie powiem mu o spotkaniu z Esther . Nie ma mowy . Nikt się nie może o tym dowiedzieć .   To jest tylko moja tajemnica . Rozmyślałam tak przez dłuższą chwilę , a potem dostrzegłam twarz Damona , który najwyraźniej chciał jakichś innych informacji . - Nie mam pojęcia . - dodałam .
  - Nie wiesz jak zrobiłaś sobie ranę na całą dłoń !? - spytał nie dowierzając . Gdy wypowiadał ostatnie słowa podniósł zranioną rękę w górę , abym zobaczyła zakrwawioną chusteczkę nadal do niej przyłożoną .
  - Takie problemy przez taką ranę ? - spytałam chcąc zakończyć temat . Przesadzał z tą opiekuńczością .
  - Dobrze wiesz jaka cenna jest Twoja krew ...
  - Mówisz tak jakbyś był Klausem , a ja rozdawała krew na prawo i lewo ! - Wiedziałam , że te słowa nie mają sensu , ale się tym nie przejmowałam .

__________________________________________
Nie jestem z tego zbytnio zadowolona . Nie udał mi się . Przepraszam za coś takiego . Proszę komentujcie . Chcę znać waszą opinie , bo tylko dzięki niej piszę dalej . Powiedzcie mi , czy mam przestać pisać , czy nie .

wtorek, 1 maja 2012

Dziękuję ! ♥

  Dziękuję wam wszystkim ! Kocham Was ! Już 1000 wejść ! Co ja bym bez was zrobiła !? Dziękuję za pozytywne komentarze . Dzięki wam piszę to dalej . Tylko dzięki wam ! Och , nie będę już przeciągała .
  Polecę Wam blogi , których linki znajdowałam w komentarzach :

blog another
blog Katerina
blog Martii
blog Katerina
blog Esther
blog Esther

To chyba tyle . Nie wiem , czy było więcej . Jeśli tak to zgłaszać się w komentarzach .

Rozdział 5 - Wyzwanie

Damon :


  Elena płakała siedząc na kanapie . Chciała coś mówić , ale nie mogła . Zrobiłem jej herbatę i podałem . Nie mogła jej chwycić . Ręce trzęsły jej się jak oszalałe . Chwytając ucho kubka prawie je upuściła , ale i tak wylała 1/4 jego zawartości . Odłożyłem kubek na stół i przytuliłem ją mocno .
  - Rozumiem , że nie umiem robić herbaty , ale nie musiałaś wylewać jej na dywan . - Próbowałem poprawić jej humor . Bezskutecznie .
  Nagle usłyszałem otwierające się spod zamknięcia drzwi , przez które wyszedł mój młodszy braciszek . Elena odsunęła mnie od siebie , jakbym był jakąś szmacianą lalką . Bezużyteczną , bez uczuć , nie potrzebną . Tak się czułem jak ode mnie odchodziła .
  Podbiegła do Stefana i przytuliła go . Nie . Ona rzuciła się na niego . Była taka szczęśliwa . Teraz płakała ze szczęścia . Jej ukochany wyszedł żywy w pojedynku z pierwotnym , a teraz ściskał ją jakby była ostatnią osobą jaką zobaczy . Miał zamknięte oczy i szeroki uśmiech . Elena pocałowała go , a uśmiech nie znikał jej z twarzy .
  - Gołąbeczki , może sobie stąd pójdziemy ? - Odezwałem się po chwilowym milczeniu . Stefan otworzył powoli oczy i zrobił minę , jakbym stał nad nim z nożem po tym , jak obudził się z cudownego snu . Elena odwróciła się trochę zaniepokojona .
  - Chyba masz rację. - Powiedziała puszczając mojego braciszka i zmierzając w stronę drzwi . Ruszyłem powoli za nimi .

Elena :


  Było ciemno . Ciemne prześcieradło z malutkimi , jasnymi , rozbłyskującymi diamencikami pokryło zachmurzone niebo . Księżyc w pełni nie był jedynym oświetleniem . Na ulicach Mystic Falls było pełno latarni , a najczęściej , obok nich były zielone ławki , które były już zniszczone i połamane . Farba odchodziła i w wielu miejscach były czyjeś inicjały . Sama się tam kiedyś podpisałam , ale już chyba tego nie ma . Minęliśmy rozbitą latarnię i pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to było : W okolicach grasują wampiry , wilkołaki , hybrydy , pierwotni , czarownice i nie wiem kto jeszcze , a ludzie zajmują się niszczeniem przydrożnych latarni .
  Zrobiło się chłodno . Nie chciałam dać tego po sobie poznać , więc odchrząknęłam , by nie było słychać moich dygoczących zębów . Rozglądnęłam się wokoło . Wszystkie drzewa rozwiewał lekki podmuch wiatru . Matka natura wybiera zły czas i złe miejsce . Dopiero teraz uświadomiłam sobie , że jestem w parku .
  Nie wytrzymywałam . Otarłam ręce z chłodu i poczułam na ramionach czyjeś ręce . To zapewne był Stefan , ale czułam jeszcze inny dotyk . Damon . Odwróciłam się . Patrzyli na siebie ze złością w oczach . Nie miałam zamiaru tego znosić , więc zaczęłam dygotać zębami . Od razu dostałam brązową , skórzaną kurtkę ukochanego , młodszego Salvatore . Uśmiechnęłam się do niego i włożyłam pospiesznie kolejną część garderoby . Nie wystarczało mi to . Schowałam dłonie w wielkich kieszeniach .
  Mam nadzieję , że niedaleko jest domek . Ciepły i bez wampirów ... Znaczy ... Z dwoma . Miałam rację . Kilka metrów dalej zobaczyłam dach budynku , w którym dotychczas spędzałam wiele czasu , ale nie był to dom moich rodziców . Chłopcy zaprowadzili mnie do ich pensjonatu . Teraz wyglądał inaczej ... Tak ... Pięknie . Światło księżyca pomogło napawać się jego pięknością , w którym wyglądał jak zaczarowany . Magiczny dom z wampirami . Drzwi frontowe pokrywał cień . Może dlatego , że nie były wystawione na tą przenikliwą , świetlaną przestrzeń .
  - Jesteśmy . - Usłyszałam Damona , który otwierał drzwi . Myślałam , że wejdzie pierwszy nie przejmując się niczym , ale przepuścił mnie w drzwiach . Uśmiechnęłam się do niego promiennie i weszłam do środka . nic się tu nie zmieniło . Piękna skórzana , brązowa kanapa stała na środku , a niedaleko niej był stolik , na którym była whisky i kilka szklanek .
  - Usiądź . - Zaproponował mi Stefan i bez namysłu spełniłam jego prośbę . Damon jak zawsze nalał sobie whisky .
  - Wezmę prysznic . - Powiedziałam wstając powoli .
  - O , mogę się załapać ? - Damon próbował rozluźnić atmosferę .
  - Sądzę , że nie . - Zaśmiałam się i wyszłam z pokoju .
  Wybiegłam po schodkach i znalazłam się przed drzwiami do łazienki . Weszłam powoli i rozglądnęłam się , jakby miało mnie tu czekać jakieś niebezpieczeństwo . Wzięłam szybki , ale odprężający prysznic i już wychodziłam , ale usłyszałam jakieś stukanie .
  Zdziwiło mnie to , więc postanowiłam to sprawdzić . Zbliżałam się do pokoju Stefana , a dziwny odgłos było słychać coraz głośniej . Otworzyłam drzwi i przeraziłam się na śmierć . Zobaczyłam tam największego wroga wszystkich wampirów . Esther . Co ona tu robi ?
  - Witaj Eleno . - Brzmiała jak Katherine .
  - Co ty tu robisz !? - byłam wściekła , ale też ciekawa , co ona knuje .
  - Próbuję zabić moje dzieci . - Powiedziała rozchodząc się po pokoju . Te słowa były takie chłodne . Jakby nic nie znaczyły . Jakby każdy człowiek zabijał swoje dzieci .
  - Jak !? Raniąc innych ? - Naciskałam . Wiedziałam , że jestem jej potrzebna , Bez mojej krwi nic się nie odbędzie .
  - Świat będzie lepszy bez wampirów . - Odpowiedziała karcąco .
  - Nie wiesz jaki będzie . - Odpowiedziałam wściekła . Jeśli zabije swoje dzieci zginie Stefan , Caroline , Tyler , Damon ... Och , jest ich tylu . My nawet przyjaźnimy się z wampirami , choć Tyler to hybryda , ale w połowie wampir ... Nie ważne . Po śmierci Klausa zginie .
  Esther przyglądała mi się uważnie . Wiem jak musiałam wyglądać zastanawiając się nad tyloma sprawami . Choć tu nawet nie chodzi o wygląd , ale milczałam tak długo ... Ona zresztą też . Jej kręcone , krótkie , blond włosy rozwiewał lekki wiatr . Nie byłam pewna skąd się wziął , ale zauważyłam otwarte okno .
  - Wiesz dobrze , że beze mnie nic Ci nie wyjdzie ? - spytałam chwytając szpikulec do lodu . Nie wiem skąd tu się wziął , ale najważniejsze , że był ostry . Przewracałam go sobie w dłoniach , ale stara czarownica  była tym niewzruszona . - Jeśli ja umrę , to będzie koniec .

__________________________________________

Co sądzicie ? Warto pisać to dalej , czy już macie dosyć moich opowiastek ? Proszę napiszcie mi w komentarzu , czy wam się podobało , bo jeśli nie wiem , to nie chcę już dalej pisać , ani nic , więc jeśli przeczytałeś to zostaw po sobie ślad w postaci komentarza !

niedziela, 29 kwietnia 2012

Rozdział 4 - Zło kończy się łzami .

Elena :


  Klaus patrzyła na Stefana jak na wroga . Stefan był jego wrogiem . Wysunął prawą nogę w przód , a ręce zacisną w pięści . nie odrywał od niego wzroku . Wyglądał jak pantera , która ma zamiar polować , choć on miał inny cel .
  Chciał obronić Caroline . Nie pozwalał się do niej zbliżyć . Dziewczyna leżała na łóżku na wpół przytomna . Tak jakby Rebekah wbiła jej kołek z werbeną , ale jej mama chyba nie wciera tych ziół w miotłę. To by było dziwne . Mój wzrok przeniósł się teraz na Stefana , który stał spokojnie , choć w jego oczach widziałam prawie niedostrzegalny strach .
  - Odsuń się . - Warknął Klaus . Rozglądnęłam się odruchowo i spostrzegłam , że zasłoniłam własnym ciałem Stefana . - Albo pożałujesz . - Zrozumiałam , że mówi do mnie .
  - Klaus , nie mamy zamiaru jej skrzywdzić . - powiedziałam spokojnie .
  - A ja nie mam zamiaru skrzywdzić Ciebie , bo jesteś mi potrzebna . - Miał taki zimny głos , że ochłodziłby nawet ogień .
  - No to przestań na nią warczeć ! - Usłyszałam znajomy głos . Piękny . Stefan . Odwróciłam się i spojrzałam w jego oczy .

Stefan :


  Klaus wyglądał jakby chciał mnie zabić , a na drodze stała mu tylko Elena . Gdybym zrobił niewłaściwy krok skończyłoby się to dla niej tragicznie . Musiałem coś z nią zrobić . Byłem gotowy w każdej chwili przyjąć każdy cios , który mógłby odebrać jej życie .
  - Eleno odejdź . - zebrałem się wreszcie na słowa . Żeby tylko odeszła .
  - Ale Stefan... - usłyszałem .
  - Eleno . - Powiedziałem zanim skończyła .
  - Nie . - Stała uparta .
  Wziąłem dziewczynę na ręce i zabrałem z pokoju . Marudziła jeszcze coś pod nosem . Postawiłem ją kilka metrów dalej i powoli wracałem na zajmowany przeze mnie chwilę temu skrawek podłogi . Wiedziałem , że pójdzie za mną , więc zamknąłem drzwi na klucz i stanąłem w takiej samej pozycji jak Klaus .
  - Jak chcesz mnie zabić to proszę . - Odezwałem się pierwszy po dłuższej ciszy .
  - Jeszcze możesz mi się przydać .
  - Och , przestań . - roześmiałem się . - Lepiej mnie zabij , a nie powtarzaj tą śmieszną gadkę na okrągło .
  - Jak chcesz . - Klaus rzucił się na mnie , a ja mimo tego co mówiłem wcześniej chciałem walczyć . Byłem wyczerpany wojną z Rebekah , więc dzięki temu jego przewaga rosła .

Caroline :


  No pięknie . Moja mamusia oblała cały dom werbeną . Mogłam się tego spodziewać . Jej różne rzeczy przychodzą do głowy , choć nigdy bym nie pomyślała , że aż takie . Wstałam i się rozglądnęłam .
  Na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku , ale rozglądnęłam się jeszcze raz i zauważyłam Klausa obładowującego Stefana kopnięciami . Jakim cudem nie zauważyłam tego od razu ? Zastanowiłam się chwilę , ale spostrzegłam , że nie ma na to czasu .
  - Klaus ! Co ty robisz !? - wrzasnęłam ze łzami w oczach .
  - Och , Caroline obudziłaś się . - uśmiechnął się promiennie , a ja spojrzałam na Stefana . On jest moim przyjacielem . Pomógł mi pokonać nałóg picia ludzkiej krwi i był za tym , żeby mnie nie zabijać .
  - Co ty robisz !? - wrzasnęłam nie zważając na jego słowa . Dopiero teraz usłyszałam mocne uderzenia o drzwi . To pewnie była Elena .
  - Caroline , proszę Cię . On żyje . - Odpowiedział mi znudzony moimi pytaniami .
  - Ale mógł zginąć . - Odpowiedziałam uparcie .

Damon :


  Chodziłem po domu Forbesów i rozglądałem się za kolejnymi woreczkami krwi . W końcu usłyszałem jak Elena puka w ciemne , drewniane drzwi do pokoju Caroline . Widocznie byli tam Klaus i Stefan . Powoli do niej podszedłem i spytałem co się stało .
  - Tam jest Stefan ... - zaczęła wypowiedź nie mogąc opanować łez - i Klaus ... Przed ... Przed chwilą walczyli ... I ... I zrobiło się ... cicho . - Nie mogła wytrzymać i rzuciła mi się w ramiona . Mocno ściskała moje ramiona . Zastanawiałem się czy człowiek tak w ogóle potrafi .
  - Elena nie płacz . - Przytuliłem ją mocno i wziąłem na ręce . Zaniosłem ją do salonu i usiadłem razem z nią na , poniszczonej przez walkę z Rebeką , kremowej kanapie .

_____________________________________________

Komentujcie . Proszę . Bez tego nie mam ochoty pisać dalej , a mam kilka pomysłów . Zależy mi na waszej opinii i o zastrzeżeniach co do tego opowiadania . Z góry dziękuję .

środa, 25 kwietnia 2012

Rozdział 3 - Agresja budzi agresję .

Rebekah : 


  - To , że jesteś hybrydą nie znaczy , że możesz mnie tak traktować . - Odepchnęłam Klausa , tak mocno , że odszedł kilka kroków w tył . - Jestem Twoją siostrą ! - wrzasnęłam zbliżając się do niego .
  - Rebekah , przestań ! - wrzasnął . Wyciągnął rękę chcą zatrzymać poruszającą się wprost na niego mnie . - Zatrzymaj się ! - warknął .
  - Bo co !? - Nie zważałam na jego groźby tylko po prostu szłam . Stanęłam na przeciwko niego i nadal agresywna kopnęłam go w brzuch . Wiedziałam , że go to nie zaboli , ale warto  było próbować . Klaus chwycił moją nogę i rzucił o ścianę . Byłam jeszcze bardziej wściekła .
  Warknęłam na Niego i jego Barbie . Poczułam rosnące kły . Wstałam szybko i ruszyłam w stronę wymęczonych braci . Byli oparci o jasną kanapę , na której leżała Elena . Mimo wszystkiego byli gotowi jej bronić .
  Dziewczyna się budziła . Otworzyła oczy i się rozejrzała . Podniosła się o kilka centymetrów na rękach . Miała lekko rozchylone usta ze zdziwienia . Zamknęła i przetarła oczy jakby miała nadzieję , że to wszystko to tylko sen . Gdy zobaczyła leżących Damona i Stefana zarwała się gotowa karmić ich swoją krwią , ale zaprzeczenie Damona ją od tego uwolniło .
  Muszę wrócić do drugiej pary . Zaśmiałam się w myślach i odłamałam kolejny kawałek miotły . Wampirzym tempem podbiegłam do Caroline i wbiłam go jej w brzuch . Wybiegłam z nadludzką szybkością . Słyszałam tylko za sobą głos Klausa :
  - Rebekah ! Zabiję Cię .

Klaus :


  Moja siostra prawie zabiła moją ukochaną Caroline . Nie pozwoliłem jej upaść . Chwyciłem ją szybko i z wampirzą prędkością zaniosłem do jej pokoju . Powoli położyłem ją na wielkim łóżku odsuwając kołdrę . Była na wpół przytomna .
  Powoli pozbyłem się kołka z jej ciała i patrzyłem na nią . Pomyślałem , że potrzebuje krwi , więc wyszedłem do kuchni i wyciągnąłem z lodówki woreczek krwi . Ruszyłem do pokoju mojej ukochanej , ale pomyślałem , że nie będę egoistą i wziąłem kolejne dwa woreczki i rzuciłem Elenie , aby podała braciom Salvatore . Chwyciła je ze łzami w oczach , ale się tym nie przejąłem i wróciłem do Caroline . Podałem jej woreczek i patrzyłam jak nabiera sił .

Elena :


  Damon i Stefan leżeli prawie nie przytomni . Nie pomyślałam , żeby dać im krwi . Chciałam dać im swojej , ale po słowach Damona się odsunęłam . Na szczęście Klaus podał mi dwa woreczki i dałam je wampirom . Damon od razu wypił większą część , ale Stefan nie chciał . Chwyciłam szkło z rozbitego kubka Caroline i powiedziałam , że albo wypije , albo przetnę sobie tętnicę . Jeszcze chwilę nie chciał ulegać , ale gdy przyłożyłam szkło zaczął pić .
  Od razu wyglądali lepiej . Wstali i usiedli na kanapie . Musiałam sprawdzić co z moją przyjaciółką , więc poszłam w stronę jej pokoju . Cichutko i niepewnie uchyliłam drzwi . Widziałam przez szparkę , że dziewczyna pije krew i nabiera sił . Zrobiłam cichy krok i usłyszałam głos Klausa . Siedział tam bez ruchu . Nawet się nie odwrócił .
  - Wiesz , że mogę Cię zabić ? - spytał . W jego łosie wyczuwałam nienawiść .
  - Nie zrobisz tego , bo jestem Ci potrzebna . - Po tych słowach nabrałam pewności i weszłam do pokoju przyjaciółki . Usiadłam na skraju łóżka i wpatrywałam się w nią .
  - Masz szczęście , że jeszcze żyjesz . - usłyszałam .
  - Jak z nią ? - ignorowałam jego słowa . Nie rozumiem dlaczego tak mówił i do tego tak spokojnie , ale z rozpaczą .
  - Przeżyje . Dostała blisko serca , ale przeżyje . Rebece zdawało się , że uderzyła w brzuch , ale zaatakowała znacznie wyżej .
  I do pokoju wszedł Stefan . Klaus chciał się na niego rzucić , jakby obwiniał go o stan Caroline . Szybko stanęłam przed nim , a Pierwotny się zatrzymał .
  - Masz szczęście , że masz ją . - Powiedział do niego wściekły i skinął głowa na mnie .

_______________________________________________

Proszę o komentowanie , bo bez tego nie mam ochoty pisać . Proszę również o szczerość .

sobota, 21 kwietnia 2012

Rozdział 2 - Walka

Damon :

  Zgodnie z prośbą Caroline pilnowałem z bratem Eleny . Wciąż spała . Stefan jej nie odstępował . To było ... dziwne . Ja chodziłem po domu Car i rozglądałem się za whisky .
  - Czy ona nie ma nic do picia ? - spytałem cicho przekładając po kolei kartony z sokami . Jeden był jabłkowy , a drugi pomarańczowy . Zerknąłem dalej . Zero whisky . Co ja tu będę robił ? Usiadłem w fotelu i wpatrywałem się w ten obrazek zakochanej pary . Po chwili usłyszałem stukanie obcasów . Car już wróciła ? Zdziwiłem się . Po chwili to uczucie było jeszcze mocniejsze . Rebekah . Przetarłem oczy . Nadal ona . Skąd ona ma zaproszenie ?
  - Rebekah ? - spytałem .
  - Wasza przyjaciółka powstrzymała mojego brata przed wyjazdem . - usłyszałem .
  - No i co ? - spytałem .

Rebekah :


  Byłam cała ogarnięta złością . Wpadałam w furię . Byłam tak blisko pozbycia się Klausa z tego miasta , a tu taka suka musiała mi wejść w drogę . W jej domu zobaczyłam Damona , Stefana i niedoszłą dawczynię krwi dla mojego starszego braciszka .
  - No i co ? - spytałam z niedowierzaniem . - Musimy go tu znosić !
  - Rebekah . Nie oddamy wam Eleny . - Stefan podszedł do Damona i wyglądali jak tarcza ... jak mur , którego nie da się rozbić . Zachichotałam w myślach . Tylko ja mogę ten mur przebić . Z wampirzą prędkością znalazłam się przy Damonie i rzuciłam nim o ścianę .
  Wampir szybko wstał i razem z bratem wymienili długie spojrzenia . Nie ruszali się . Jak rzeźby .
  - Ty też chcesz !? - warknęłam na młodszego z Salvatore'ów . Chłopak próbował mnie zaatakować . - Nie licz na to .
  Odepchnęłam go w drugą stronę i obnażyłam kły ze wściekłości . Podeszłam do Eleny chcąc ją zabrać , lecz zawzięci bracia rzucili się nie mnie z obydwóch stron .
  - Zostawcie mnie , albo pożałujecie . - rzuciłam nie chowając kłów . Wampiry nie odpuszczały . Zobaczyłam miotłę . Odepchnęłam Damona i Stefana i złamałam przedmiot do sprzątania . Ostry koniec wbiłam w brzuch starszego brata .
  Tak jak myślałam Stefan rzucił się z pomocą . Wyciągnął kołek z brata i wrócił do walki z obnażonymi kłami . Ruszyłam na niego i w słyszałam włoskie przekleństwa pochodzące z jego ust . Wyglądaliśmy jak jakaś magiczna kula i pustoszyliśmy wszystko na swojej drodze . Nie przejmowałam się stłuczonym flakonem z kwiatami , ani kubkiem z napisem "Caroline" . Miałam nad nim wielką przewagę . Uderzyłam go z prawego sierpowego i powaliłam na podłogę . Kopałam go z całej siły .
  W końcu Damon mu pomógł i zaatakował mnie od tyłu . Zanim zdążył zadać cios odwróciłam się i uderzyłam go w twarz .
  - Braciszek już oberwał . Teraz twoja kolej ! - wrzeszczałam i powaliłam go . Poszło mi nawet szybciej niż ze Stefanem . Obłożyłam go wieloma uderzeniami i kopnięciami . Chłopak próbował podciąć mi nogi , ale się nie dałam . Podskoczyłam i uderzyłam go jeszcze raz .
  Stefan się podniósł . Resztkami sił atakował . Pociągnął mnie za włosy , a ja kopnęłam jego rękę i walnęłam pięścią w twarz . Nie byli mi równi . Nie mogli mnie pokonać .

Caroline :


  Płakałam stojąc przy Klausie .
  - Chodź . Odprowadzę Cię do domu . - Powiedział z uśmiechem jakby nigdy nie skrzywdził Eleny . I tak się cieszyłam , że nie muszę wracać sama . Ciekawa byłam tylko co na to powie Damon i Stefan . Co dziwne nie było Rebeki . Pewnie poszła do Grilla czy coś .
  Klaus objął mnie i poszliśmy do mojego domu . Czy ja mu wybaczyłam to co zrobił Elenie !? Nie . Bałam się , że bracia się pokłócą i stanę się przypadkową ofiarą . Nie mam pojęcia dlaczego . Od dawna kochali się w Elenie , a teraz zostawienie ich samych w pokoju było dla mnie wielkim wyzwaniem . Powtarzałam sobie , że to bracia i nic sobie nie zrobią , ale chciałabym w to uwierzyć .
  Całą drogę spędziłam na takim rozmyślaniu . Gdy dotarliśmy do domu usłyszałam hałas . Widocznie miałam rację . Wpadłam do domu  wściekła , lecz po kilku sekundach zmieniło się w zdziwienie i przerażenie .
  Rebekah stała na środku pokoju i obładowywała ciosami to Damona to Stefana . Klaus wszedł za mną . Usłyszałam jego stanowczy głos :
  - Rebekah ! - Nie pomogło . Walczyli dalej . - Rebekah ! - teraz było to głośniejsze ryknięcie . Wampirzyca rzuciła słabym Damonem o ścianę i podeszła do Klausa pełnym gracji krokiem .
  - Co ty wyprawiasz !? - Był stanowczy ,
  - Potrzebowałam rozrywki . - dziewczyna założyła ręce , wysunęła nogę w przód i obróciła się twarzą do zdemolowanego pokoju . Miała na sobie różową bluzkę na ramiączkach z kokardą na jednym z nich , która sięgała ud , oraz czarne błyszczące legginsy . Jej stopy zdobiły czarne sandały na wysokich obcasach . Włosy miała rozpuszczone i idealnie wyprostowane . Klaus przycisnął ją do ściany i warknął :
  - Po co to zrobiłaś !?

__________________________________

Mam nadzieję , że się wam podoba . Zapraszam do komentowania . : )