Eleny nie było. Byłem zmartwiony, ale wiedziałem, że muszę jej zaufać. Po chwili usłyszałem dźwięk telefonu. Spojrzałem na ekranik, na którym wyświetliło się imię: "Elena". Uśmiechnąłem się i odebrałem:
- Halo? - powiedziałem odruchowo.
- Hej. - Odpowiedziała Elena - Razem z Bonnie zostajemy u Caroline. Dzwonię, bo powinieneś wiedzieć.
- OK. Przyda się to wam. Dawno się nie widziałyście. - Uśmiechnąłem się.
- Zadzwonię jutro. Dobranoc.
- Dobranoc. - Odpowiedziałem i odłożyłem słuchawkę.
Usłyszałem za sobą oklaski, pomiędzy którymi była przerwa około dwóch sekund. Damon.
- Jakaż piękna rozmowa. Ile zaufania! - Śmiał się ze mnie, a potem spoważniał.
- O co ci chodzi? - Spytałem zdezorientowany.
- Chyba wiesz, że lisołaki nie potrzebują zaproszenia do mieszkania. Jak jej się coś stanie?
- Elena potrafi o siebie zadbać, a ja jej ufam.
- Ty się chyba nie słyszysz! Jak ją zabiją?! To będzie twoja wina!
- Jak chcesz to jedź teraz po nią! - Warknąłem wściekły.
- A żebyś wiedział! - I po ułamku sekundy już go nie było. Usłyszałem tylko trzaśnięcie drzwiami i odpalany silnik samochodu.
Usiadłem na sofie i zastanawiałem się, czy Elena na pewno jest bezpieczna. Gdyby coś się stało, to po nią pojadę, ale co może stać się jej? Ona jest silniejsza niż jakikolwiek inny wampir.
Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Zerwałem się, żeby otworzyć. Zobaczyłem zdenerwowanego Tylera. Przecież nie było go tu już od dawna.
Nie czekał na zaproszenie tylko wpadł do środka jak poparzony i zaczął swój monolog.
- Co się dzieje w Mystic Falls? - wrzasną i ciągnął dalej nie czekając na odpowiedź. - Jest tu jakieś nowe niebezpieczeństwo! Wiem to! Wyczułem to! Czuję tu kogoś nowego! Nie... Nie człowieka! Coś złego! Powiedz mi co to jest! Czy Caroline jest bezpieczna!?
- W mieście pojawiły się kitsune. A jak to wyczułeś?
- Nie wiem. Tak już mam. Czuję was! Nie wiem jakim cudem, ale tak się dzieje.
Damon:
Siedziałem w samochodzie przed domem Caroline gotowy zabrać stamtąd Elenę, gdyby stało się jej coś złego, ale nie potrafiłem. Nie teraz. Powinna zażyć trochę człowieczeństwa. Stałem tam jeszcze chwilę. Zupełnie straciłem rachubę czasu. Wolałbym, żeby wyszła stamtąd cmoknęła mnie w usta i uśmiechnęła się przepięknie, ale ona wybrała mojego brata. Nie mogłem liczyć na coś takiego.
Mimo jej wyboru nadal ją kochałem i byłem gotowy walczyć, choć nie przyniosłoby to większych skutków. Oparłem się o fotel mojego samochodu i odetchnąłem głośno. Chciałem włączyć silnik, ale ręce nie chciały posłuchać rozkazu.
Spróbowałem jeszcze raz i teraz bez problemu uniosły się, aby przekręcić kluczyk w stacyjce. Następnie nacisnąłem pedał gazu i odjechałem. Postanowiłem odwiedzić Grill.
- Whisky - złożyłem zamówienie i czekałem spokojnie na nie przy barze. Rozglądałem się po barze, ale nie widziałem nikogo znajomego. Dopiero teraz dostrzegłem Matta, który nalewał do szklanki whisky, a potem podał mi ją przed nos.
- Proszę. - Powiedział obojętnie.
Przechyliłem szklankę i wypiłem trunek. Znów się rozejrzałem, ale nikogo ciekawego nie zauważyłem. No cóż. Wstałem i wróciłem do domu.
Tyler:
Stefan musiał mi długo tłumaczyć co się dzieje, ale i tak nie do końca zrozumiałem o co chodzi. Opowiadał o jakichś lisołakach, ale co to było? Ehh... Najgorsze, że nie wiem, czy Caroline jest bezpieczna.
- Musimy coś zrobić. - Zakończył Stefan.
- Musimy wygrać! - Powiedziałem.
- A więc do roboty.
- Jak się je zabija? - Zapytałem nieco zdezorientowany.
Mój towarzysz znów usiadł znudzony na kanapie i zaczął opowiadać:
- Lisołaki mają tylko jeden, jedyny czuły punkt, ale bardzo trudno jest się do niego dostać. Musimy się... - szukał odpowiedniego słowa. - Wysilić. Najważniejsze, to uderzyć najsilniej jak się potrafi. Trzeba po prostu odciąć mu ogon, ale pamiętaj... On ma ich sześć, a jak odetnie się niewłaściwy wraca silniejszy.
- A więc do roboty. - Zerwałem się z kanapy jak poparzony, ale Stefan się tylko roześmiał.
- Już gotowe. - Powiedział wskazując na stolik na kawę. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem kilka ostrych noży.
Wziąłem jeden z nich do ręki i delikatnie dotknąłem ostrza. Na moim palcu pojawiła się krew.
- Ostre! - Krzyknąłem.
- No to musimy teraz je znaleźć.
- Mamy... Mamy walczyć we dwójkę!? - Spojrzałem na niego jak na szaleńca.
- Nie. Dojdzie do nas Damon i kilku twoich kompanów. Pierwotni pewnie też będą chcieli pozbyć się takich wrogów.
Ulżyło mi. Będzie to nierówna walka, ale... Chodzi tylko o to, aby wszyscy byli bezpieczni. Teraz trzeba ich w to włączyć.
- Wiesz... Ja mam zamiar jeszcze pożyć. - Odpowiedział Damon na pytanie, czy walczy z nami.
- Damon! - wrzasnęła Elena.
- No dobrze, dobrze. - Pokręcił głową.
- A co ja mam robić? - Spytała dziewczyna Stefana.
- Ty zostajesz z Caroline i Bonnie. - Odpowiedzieli bracia Salvatore chórem.
- Chyba nie myślicie, że was zostawię! - wrzasnęła.
- Nigdzie nie idziesz! - Powiedział Damon akcentując każdy wyraz.
Elena założyła ręce i usiadła w fotelu.
- A więc kto idzie z nami? - Spytałem.
- Ja. - Powiedział Klaus. Dziwiłem się temu, ale zaraz po tym objął Caroline w pasie i pocałował czule w czoło. Nie mogłem tego znieść, więc warknąłem na niego. Moja ukochana spojrzała na mnie obrażona.
- Ja - do środka wszedł jakiś mężczyzna.
- Vatris. - Powitał go Klaus. - Zmieniłem go niedawno w hybrydę. Będzie z nami walczył. - wytłumaczył.
Klaus:
Bracia Salvatore rozdawali naprawdę ostre noże. Nie wiedziałem jakim cudem z nimi walczę. Pewnie dlatego, że kitsune są groźniejsi niż oni.
Tyler i Vatris mieli sprowadzić lisy do lasu, więc czekaliśmy tam na rozpoczęcie całego zamieszania. Nie wiem jaki mieli pomysł, ale po trzydziestu minutach uciekali przed dwoma lisami, które merdały swoimi sześcioma ogonami na wszystkie strony.
Ja i Salvatore'owie rzuciliśmy się na mniejszego z nich, lecz to nie był dobry pomysł. Drugi od razu postanowił pomóc towarzyszowi. Vatris i Tyler chcieli go odgonić i wychodziło im to, lecz lis nie chciał odpuścić.
Spojrzałem w stronę Damona. Właśnie w tym momencie wziął rozmach i odciął lisołakowi dwa ogony. Razem z bratem i mną waliliśmy nożami jak najmocniej potrafili i po kilku minutach cielsko zwierza leżało kilka centymetrów dalej niż wyznaczniki jego życia.
Niespodziewanie zamienił się w proch. Nie wiedziałem, że lisy tak potrafią. Teraz czekał nas drugi problem, czyli drugi lis. Vatris używał świetnych metod walki, pozbawiając rywala równowagi. Zaatakowałem wroga obładowując go uderzeniami noża. Zaczął skomleć, ale nie zrobiło to na mnie wrażenia. Wręcz przeciwnie. Uznałem, że muszę uderzać mocniej i silniej. Jego ogony były o wiele twardsze i nawet tak ostry nóż nie sprostał temu zadaniu.
Przewrócił mnie na ziemię i wyskoczył na mnie obnażając ostre zębiska. Próbowałem go zrzucić, ale nic z tego. Gdyby nie pomoc wampirów i hybryd zabiłby mnie, bo podobno ugryzienie lisołaka zabija każdego wampira. Nie ważne jakiego. Po prostu każdego.
Damon skoczył do niego i objął do w pasie. Przewrócił go na ziemię, co dało nam większe pole do manewru. Tylera... Już tu nie było. Widocznie uciekł. Vatris postanowił nam pomóc i przytrzymał lisa, niestety ten rozszarpał mu przez to gardło.
Jakże się myliłem. były chłopak mojej ukochanej przyszedł z ogromnym pniem drzewa. Odchylił się, aby uderzyć. W pobliżu lisa nie było już nikogo. Ah, to wampirze tempo. Tyler z całej siły uderzył w czaszkę zwierzęcia. Był to zapewne Shinishi. Żył jeszcze, więc zaczęliśmy odcinać jego ogony. Zajęło nam to trochę, czasu, ale po chwili na jego miejscu została tylko kupka prochu.
Wszyscy spojrzeliśmy po sobie, lecz nikt nic nie mówił. Postanowiliśmy już wrócić.
3 tygodnie później!
Tyler:
- Caroline, proszę, wróć do mnie. Ja cię kocham. - błagałem.
- Już za późno. Zostawiłeś mnie. Opuściłeś. Znalazłam Klausa. On widzi we mnie kogoś wyjątkowego. Kocham go. On kocha mnie. Nie zostawi mnie, nigdy. Z nami koniec. - Te trzy ostatnie słowa zraniły mnie najbardziej.
Nie chciałem, żeby tak o mnie myślała, ale było już za późno. Caroline wyszła. Zapewne do Klausa, a ja zostałem sam. Na wieki. Najlepszym rozwiązaniem dla mnie był wyjazd z miasta. Nie miałem czego pakować. Miałem tutaj nie wracać. Zjawiłem się tu tylko przez moje zmysły. Przez myśl, że Caroline jest w niebezpieczeństwie!
Elena:
Teraz miasto było bezpieczne. Zostaliśmy tutaj sami. Tylko ja i Stefan. Razem na wieki. Zostaliśmy tutaj na zawsze. Pewnie trzeba będzie wyjechać stąd, żeby ludzie nie dowiedzieli się czym jesteśmy, ale zawsze będziemy tutaj wracać.
Stefan przytulił mnie mocno i spojrzał w oczy.
- Kocham cię. - Szepnął.
- Ja ciebie też. - Dodałam.
- Teraz mamy przeszłość za sobą. Czas zacząć nowy, lepszy rozdział.
Przytaknęłam tylko głową i wtuliłam się w jego tors.
______________________________________
A więc, żeby nie przedłużać napiszę, że to był ostatni rozdział na tym blogu. Jak już wspominałam poprzednio. Nie będę go usuwać, ale nowych rozdziałów tutaj nie znajdziecie. Oczywiście koniec dlatego, że dużo obserwatorów, a mało czytelników. A więc żegnajcie. Tym razem nie napiszę "Komentujcie!".